
ODSŁONIĘCIE TABLICY PAMIĄTKOWEJ W BIAŁYM JARZE
ODSŁONIĘCIE TABLICY PAMIĄTKOWEJ W BIAŁYM JARZE

Telefon od Prezesa był zaskoczeniem. Prezes Grupy Karkonoskiej zaproponował mi odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej ofiarom lawiny w Białym Jarze. Uroczystość ta, zaplanowana na 10 sierpnia, wymagała przedtem wykonania całego szeregu prac; wydobycia z potoku obeliska granitowego, który przeleżał tam 44 lata, usadowienia go w bezpiecznym miejscu, /lawiny/.
Dla przypomnienia – obelisk był jednym z ośmiu elementów pomnika ku czci ofiar lawiny 1968.
Zimą 1974 zeszła w tym samym miejscu lawina, która zmiotła pomnik. Przez lata próbowano pomnik odtworzyć, bez rezultatu. Pomysł wrócił w czasie przygotowań do obchodów uroczystości 50 – lecia zejścia lawiny.
W intensywnych pracach z użyciem koparki kroczącej prym wiedli; dyrektor Związku Gmin Karkonoskich – Witold Szczudłowski, prezes Grupy Karkonoskiej GOPR – Mirosław Górecki , prezes Zarządu Oddziału PTTK Sudety Zachodnie Krzysztof Tęcza. W pracach pomagali też członkowie Klubu Seniora Grupy Karkonoskiej .
10 sierpnia to dla ludzi związanych z górami dzień szczególny.
Od 37 lat w tym dniu na szczycie Śnieżki spotykają się w celach religijnych, ale nie tylko. W tym to dniu postanowiono odsłonić pamiątkową tablicę zamykając tym samym obchody związane z 50 rocznicą zejścia tragicznej lawiny w Białym Jarze. Historia tej lawiny jest powszechnie znana.
Niewiele mówi się o lawinie, która rozbiła pomnik. Pomnik składał się z ośmiu granitowych bloków, ważył 40 ton. Wydawało się, że jest nie do ruszenia.
Mało znany jest również epizod związany z lawiną. A mianowicie, pracownicy obsługujący wyciągi narciarskie na Złotówce w drodze do pracy zatrzymali się na chwilę za pomnikiem „na papierosa” . Poza tym piekielnie wiało. Kiedy pokonali trawers i weszli w miejsce bezpieczne usłyszeli, takie „ciężkie westchnienie”. Widok był przerażający, a bloki pomnika w górze, w śnieżnym pyle.
Informacja o lawinie przyszła do biura Grupy w kilkanaście minut. „Duża lawina zeszła w Białym Jarze, widziano ludzi” głosił komunikat. Na lawinisko ruszyli ratownicy z pobliskich stacji ratunkowych. My, z Jeleniej Góry, zjechaliśmy dwie godziny później. Nie było ofiar w ludziach. To było najważniejsze. Komunikat typu „widziano ludzi” budzi skrajne emocje.
Byłem wtedy naczelnikiem Grupy i na mnie spoczywała organizacja akcji ratunkowej. Naczelnikiem byłem dopiero rok, do prowadzenia takiej akcji pod każdym względem nie byłem przygotowany. Z Jurkiem Woźnicą dokonaliśmy wstępnych pomiarów; lawina miała 1200 metrów długości i ponad 100 metrów szerokości. Dokładniejszych nie mogliśmy zrobić, bo po prostu zrobiło się ciemno.
Mimo obietnic złożonych przez różne władze po słynnej lawinie, wyposażenie w sprzęt p. lawinowy było tragiczne. Łopaty np. konstruowaliśmy sami – na zdjęciu zachowany i mocno zużyty egzemplarz.
Mimo zapewnień, że w lawinisku nie ma ludzi, przez kilka dni nasłuchiwaliśmy komunikatów czy ktoś w górach w tym czasie nie zaginął. Na nasze szczęście, skończyło się na emocjach.
A lawina stała się sławna tylko ze względu na rozbicie pomnika. Potem poszła w zapomnienie. O pomniku pamiętali turyści znosząc w to miejsce kamyki. A o jej sile przypominały leżące w potoku – do dzisiaj – bloki.
Jeden z nich został wydobyty i usadowiony w miejscu bezpiecznym, z umieszczoną na nim tablicą. Będzie nie tylko upamiętniał, ale też ostrzegał.
W tej ważnej dla pamięci chwili wspomogli mnie Koledzy uczestniczący również w akcji lawinowej 68: Józek Polak, Wiktor Szczypka, Zbyszek Nakielski i Andrzej Brzeziński. Za co i Prezesowi, i Kolegom serdecznie dziękuję.