BOGDANEK – BOGDAN JANKOWSKI NIE ŻYJE
BOGDANEK – BOGDAN JANKOWSKI NIE ŻYJE
Wiadomość o śmierci Bogdana dopadła mnie na jeziorach. Jeszcze nie tak dawno gaworzyliśmy o 40- leciu wyprawy na Mount Everest w przyszłym roku. Znaliśmy się „od zawsze”. Łączyły nas Karkonosze i Sokoliki, a potem te góry najwyższe. Bogdanek, pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej – radiowiec i znakomita „złota rączka”, przy tym niekwestionowany „autorytet górski”, imponował wiedzą umiejętnościami, spokojem i rzetelnością.
W górach siedział po uszy bezgranicznie, zaangażowany we wszelkie działania związane z pracami Klubu, PZA. Pamiętam ile energii i pracy włożył w remont naszej chatki pod Śmielcem.
Był chyba jedynym znanym mi bezkonfliktowym „człowiekiem gór”. Nie wiem jak On to robił, ale o Bogdanie mówiono tylko dobrze.
Był amatorem radiowcem (SP6ABA), i to Jemu wyprawy zawdzięczały nie tylko znakomitą łączność, ale też dokumentację radiową. Jak mi mówił ostatnio – „ mam ponad trzysta godzin nagrań z wypraw”. Ale nie tylko radio. Wszędzie gdzie był, zawsze był też aparat fotograficzny, a efektem interesujące wystawy fotograficzne. Opowiadał Mirek Wiśniewski, jak jechali na Lhotse, to gdzieś na trasie pękła im rurka wysokiego ciśnienia od silnika –
„ mieliśmy 2,5 tony części zapasowych do Jelcza, wszystko tylko nie rurki, mieliśmy za to Bogdana. Ten, wykorzystując lutownicę, blachę od sardynek i aspirynę uszczelnił rurkę, która przetrwała całą podróż”.
Taki był Bogdan – historia już dzisiaj, polskiego himalaizmu. Dla mnie to postać bardzo ważna w historii naszego regionalnego Dolnośląskiego wspinactwa. To Bogdan zachował kroniki chatki, pielęgnował wszystko co było związane z historią Klubów – Wrocławskiego i Sudeckiego, a co najważniejsze, był niezrównanym instruktorem wspinaczki; solidnym i wymagającym, a przy tym przyjacielskim i pomocnym.