DO MORSÓW !!! Tych prawdziwych, i tych którym się tylko wydaje, że nimi są.
Czy ma sens rozbieranie się i marsz po szlakach zimą w górach?
Jako stary (prawie 70 letni) naczelnik Pogotowia Górskiego i biegły sądowy ds. wypadków górskich i narciarskich, odpowiem: TO ZALEŻY OD WIELU CZYNNIKÓW.
Bowiem, jeśli nie mamy za sobą stosownego przygotowania, to z odpowiedzią na pytanie czy morsowanie w górach jest fajne i bezpieczne, może być trochę tak jak w tym dowcipie polegającym na odpowiedzi na pytanie: czy przyjemnie jest całować tygrysa w tyłek? Odpowiedź jest prosta: przyjemność to dyskusyjna, ale za to ryzyko znaczne! 😉
Bezsprzecznie wybiegnięcie więc na mróz z gorącej sauny i turlanie się w śniegu (oczywiście po uprzednim lekkim schłodzeniu się nim w okolicach pach, torsu i karku), może mieć pozytywny wpływ na nasze krążenie i zahartowanie organizmu (rzecz jasna pod warunkiem, że sami jesteśmy zdrowi).
Natomiast marsze na mrozie w skąpym odzieniu mogą mieć sens wyłącznie jeżeli są stopniowane. To znaczy, jeżeli stopniowo i systematycznie zwiększamy każdego dnia/tygodnia czas przebywania na mrozie i pokonywany odcinek.
Doskonałym miejscem takich eskapad są okolice naszego domu, pensjonatu lub schroniska, gwarantujące nieodległe, ciepłe miejsce, do którego mamy szansę szybko się wycofać w sytuacji gdy okaże się, że założony plan lub warunki nas przerastają.
Jeśli pomysł na wyjście zimą i na „morsowanie” w góry, ma być bezpieczny, to mogą go zaryzykować ludzie z odpowiednim górskim doświadczeniem turystycznym oraz solidnym stażem w „morsowaniu” zaliczonym w terenie łagodniejszym.
Jednakże wybieranie za cel od razu wysokich szczytów typu Babia Góra, Pilsko, Śnieżka czy Tarnica jest błędem, podyktowanym chyba tylko próżnością własną i dość ryzykowną chęcią zaimponowania innym.
Pamiętajmy, że góry są nieprzewidywalne dla osób niedoświadczonych. Ten sam odcinek szlaku turystycznego, którego pokonanie latem zabiera nam 3 godziny, to zimą w zaspach bądź przy oblodzeniu szlaku może wymagać 9, a nawet 12 godzin!
Dodatkowo, wszechobecny na graniach i odsłoniętych grzbietach górskich wiatr, smagając naszą gołą skórę wychładza nasze ciało w sposób tak błyskawiczny, że możemy nie nastarczyć rekompensowania strat ciepła nawet forsownym marszem.
Jeśli do wyżej wspomnianych, trudnych warunków panujących i tak zimą w górach dołożą się nam niestabilne warunki atmosferyczne, skoki ciśnienia, a także możliwe raptowne objawienie się u nas chorób, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, to możemy, ku naszemu zaskoczeniu, bardzo realnie zbliżyć się do krawędzi, zza której już nie ma powrotu do świata żywych.
Pamiętajmy też, że w górach najczęściej nie ma licznych miejsc, w których moglibyśmy w każdej chwili się schronić, ogrzać i wycofać z treningu. Tworzy to potencjalnie groźną sytuację, bo w chwili wyczerpania, odniesienia kontuzji (np. skręcenie nogi) bądź innego niedomagania naszego organizmu, musimy się zatrzymać i usiąść na śniegu… Wówczas zaczyna nas nękać nieprzyjazne, bezwzględne i mroźne środowisko, które rabuje z nas cenne kalorie, a z którym popełnionych przez nas błędów nie da się negocjować jak z policjantem na drodze, czy nauczycielem w szkole.
Są nim bowiem: mróz, bezlitosny wiatr i wszechobecny śnieg. Czynniki te wychładzają nas błyskawicznie, a niestety nie jesteśmy stworzeniami zmiennocieplnymi i spadek temperatury naszego ciała poniżej 30 st C powoduje, że wpadamy w apatię i przestajemy zupełnie walczyć o życie. Czy odczuwamy wówczas ból spowodowany mrozem? Już nie. Przeciwnie, wówczas zaczynamy mieć wrażenie ciepła i… razem z dalszym spadkiem temperatury ciała – zapadając w sen, powoli umieramy, gdyż życie uchodzi z nas niepostrzeżenie jak woda z wanny…
Jeśli ktoś z Was przeczytał w dzieciństwie baśń Andersena „Dziewczynka z zapałkami”, to wie już jak zamarzają ludzie… również w górach.
Czy to znaczy, że morsować w górach nie można? Można, ale nie jest to zbyt bezpieczne. To jest już taka „wyższa szkoła jazdy” dla prawdziwych ekstremalistów. Tym natomiast, którzy już się za takich ekstremalistów mają, poradzę:
- Nigdy nie wybierajcie się na takie ekstremum samotnie, ani z niesprawdzonymi bądź przygodnymi partnerami. Zasadą bowiem jest, że gdy ktoś zasłabnie, to reszta powinna porzucić chęć „zdobycia” szczytu, zaopiekować się chorym, opatulić ciepłą odzieżą i zawrócić razem z nim pomagając mu się wycofać.
- Sprawdzajcie pogodę i informacje o warunkach panujących na szlaku, bowiem bywa, że w cichy i słoneczny dzień panujący w dolinach, wyżej, w rejonie podszczytowym szaleje lodowaty wiatr.
- Zaplanujcie trzykrotnie więcej czasu na pokonanie trasy. Najwyżej, jeśli uda się wam pokonać ją szybciej, to po powrocie będziecie się cieszyć z sukcesu.
- Kijki teleskopowe mogą się wam bardzo przydać, jak również małe „raczki” na buty, a „stuptuty” zabezpieczą wasze buty i skarpety przed wpadaniem śniegu do środka cholewki.
- Prócz mocnych butów na nogach, zawsze zabierajcie ze sobą wygodny, dopasowany plecak z pasem biodrowym (oczywiście każdy, bez wyjątku nosi swój plecak sam), a w nim: awaryjny komplet ciepłej, długiej bielizny oraz odzieży na górę i dół (polary, sympateksy, puchatki), czapka, rękawiczki, mała apteczka oraz folia ratunkowa NRC, węglowodany (czekolada) i gorący, osłodzony napój w nietłukącym termosie (kawa), no i oczywiście latarka (najlepiej czołowa). Niezłym uzupełnieniem tego zestawu może być również turystyczny ogrzewacz chemiczny. Nie musicie tego zestawu wcale używać, jeśli nie będzie takiej potrzeby, ale traktujcie go jako waszą polisę ubezpieczeniową na życie, konieczną w razie sytuacji nieprzewidywalnej, która przecież zawsze i każdemu może się wydarzyć. Pamiętajcie, że w górach nie ma nietykalnych! Jeśli zaś uważacie, że nosić plecak w górach jest zbyt ciężko, to lepiej po prostu zostańcie w domu.
- W góry zawsze i wszędzie zabierajcie również naładowany telefon komórkowy z aplikacją Ratunek (oraz mapę rejonu i kompas). Nie ufajcie jednak bezkrytycznie GPS-om! Mogą Was nieprzyjemnie zaskoczyć kierując w miejsca eksponowane i niebezpieczne.
I JESZCZE JEDNA UWAGA:
Zakładanie sobie z góry, że: „Jakby coś poszło nie tak, to GOPR lub TOPR nas i tak uratuje”- jest nieuczciwe w stosunku do ratowników, a także innych turystów mogących potrzebować w tym czasie pomocy. Ponadto, takie założenie jest także, niestety, dość ryzykowne, bo w górach zasięg telefonów komórkowych jest niepewny, nadejście ratunku zawsze czasochłonne, a warunki nieprzewidywalne, więc przy braku szczęścia możecie się albo nie dodzwonić do Pogotowia Górskiego, albo ratownicy brnąc w śniegu mogą do was nie zdążyć zanim zamarzniecie na szlaku…
Pamiętajmy też, że polski GOPR i TOPR to organizacje ratownicze powołane z założenia do bezinteresownego ratowania ludzi, którym w górach zdarzyło się trudne do przewidzenia nieszczęście, choć faktem jest, że czasem zwożą z gór również i samobójców…
Pozdrawiam.
Piotr „Nacz” van der Coghen
Autorowi artykułu, Panu Piotrowi van der Coghen – wieloletniemu Naczelnikowi Grupy Jurajskiej GOPR – bardzo dziękujemy za udostępnienie tekstu i fotografii, oraz za udzielenie zgody na publikację.