DR JERZY HAJDUKIEWICZ
Taki był dawno temu zwyczaj, że chłopcom urodzonym w grudniu zmieniano skwapliwie datę urodzenia na 1 stycznia następnego roku po to, aby młodzian po osiągnięciu stosownego wieku szedł do wojska rok później. I tak, 1 stycznia 1919 roku podawany jest jako dzień urodzin dr Hajdukiewicza, podczas gdy naprawdę urodził się 5 grudnia 1918 roku, we Lwowie. Był astrologicznym Strzelcem, tak jak ja, i zawsze powtarzał: Haniu, my Strzelce musimy trzymać się razem.
Coś w tym zaiste było, ponieważ zawsze porozumiewaliśmy się w mig i znakomicie się nam razem pracowało.
Przyznaję, że nie był człowiekiem łatwym i że nie wszyscy za nim przepadali. Bardzo możliwe, że pozorna arogancja i „zadzieranie nosa” stanowiły jego własną metodę trzymania na dystans osób mu niechętnych.
Ale nawet ci niechętni musieli przyznać, że był znakomitym chirurgiem, taternikiem, alpinistą i ratownikiem górskim.
Z Tatrami i Alpami na „ty” wspinał się m.in.z takimi sławami jak Wawrzyniec Żuławski „Wawa”, Krzysztof Berbeka, Jan Staszel i Tadeusz Schiele ( kapitan pilot RAF ). Jako uczestnik szwajcarskich i austriackich wypraw poznał Himalaje, Hindukusz i Karakorum. Wiele alpejskich i tatrzańskich dróg przeszedł z Gienkiem Strzebońskim i Zbyszkiem Jabłońskim. Bardzo często towarzyszyła im w tych wyprawach Helena Hajdukiewiczowa, żona doktora.
W okresie mojej pracy w Pogotowiu, dr Hajdukiewicz był lekarzem naczelnym GOPR pełniąc jednocześnie swe obowiązki chirurga w sanatorium w Kuźnicach. Któregoś dnia zostałam przez doktora zaproszona do obejrzenia sanatorium, które zajmowało się w tym czasie rehabilitacją dzieci. Czułam się zaszczycona, zwłaszcza że przywitał mnie tam przesympatyczny dr Spławiński, ale długo potem nie potrafiłam zapomnieć widoku małych pacjentów z których nie każdy miał szansę na wyzdrowienie.
Czy to był rok 1973 ? Nie pamiętam. Ale pamiętam najdokładniej, że był to kurs medyczny dla ratowników zorganizowany przez dr Hajdukiewicza w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Jako „przyboczna“ doktora zajmowałam się protokołowaniem jego wykładu. Nadto, doktor – i słusznie – był zdania, że również personel administracyjny GOPR powinien mieć jakie-takie pojęcie o ratownictwie medycznym. Wykład był tak znakomity, że obie z Basią Kozak z zapartym tchem słuchałyśmy słów doktora, a i żaden z zebranych tam Kolegów nie czytał gazety „pod ławką”.
Zdolność przekazywania wiedzy jest wielkim talentem, i takim właśnie obdarzony był dr Hajdukiewicz.
Ogromnie zaangażowany w rozwój i modernizację ratownictwa w Polsce, przyczynił się do wyposażenia GOPR w zestaw Grammingera.
Nie sposób zliczyć, ile istnień ten właśnie zestaw uratował. Nie sposób również wymienić wszystkich dokonań dr Jerzego Hajdukiewicza, podać dokładnej listy opublikowanych w polskiej i międzynarodowej prasie artykułów jego autorstwa.
Moje wspomnienia nie są bogate, ale – jak napisał dr Hajdukiewicz w swej książce „Góry mojej młodości” – są jedynym rajem, z którego nikt nas wypędzić nie może.