DRUGA MŁODOŚĆ KLIMKA
DRUGA MŁODOŚĆ KLIMKA
Przez wiele lat radiotelefony konstrukcji Wojciecha Nietykszy służyły ratownikom GOPR i polskim himalaistom. Lata biegły, technika postępowała naprzód, a Klimki i Wawy zostały zastąpione innym sprzętem. Stopniowo zapominano o pionierskim wynalazku ratującym życie, a niepotrzebny już sprzęt poniewierał się w piwnicach i na strychach, o ile nie wylądował przedtem w składzie złomu.
Tylko nieliczni, a przede wszystkim krótkofalowcy, wiedzieli jaką wartość przedstawiają Klimki i Wawy, i w miarę możliwości ratowali pojedyncze egzemplarze.
To właśnie krótkofalowcy, jako pierwsi nawiązali z nami kontakt, po przeczytaniu na naszym blogu wpisów traktujących o historii łączności w polskim ratownictwie górskim. Grono zainteresowanych tematem rosło. Tu i ówdzie, z Nanga Parbat włącznie, odnajdowano Klimki. Mnożyły się kierowane do mnie zapytania o schemat Klimka (niestety nie mam!).
Gigantyczną pracę wykonała Julia Kaczorowska, wnuczka mego byłego Szefa, która wspólnie z Filipem Grackim zrealizowała film LEGENDA KLIMKA. Premiera filmu odbyła się miesiąc temu w Zakopanem, a 2 tygodnie temu film był prezentowany na Festiwalu Górskim w Lądku Zdroju.
Jutro, 4 października 2018 r., o godz. 19:00, film obejrzą ratownicy Grupy Karkonoskiej GOPR, podczas prelekcji organizowanej przez Kierownika Sekcji Operacyjnej Jelenia Góra – Artura Ludwiga i Szefa Łączności Grupy Karkonoskiej – Piotra Stanaszka.
Odnajdywały się (i odnajdują w dalszym ciągu) artykuły poświęcone radiotelefonom Wojciecha Nietykszy, zamieszczane wiele lat temu w fachowych czasopismach. Taki właśnie artykuł przesłał mi Pan Bartosz Kuźma (oczywiście krótkofalowiec! Znak wywoławczy – SQ9APD). Treść artykułu zamieszczam poniżej, a Panu Kuźmie serdecznie za tę cenną przesyłkę dziękuję.
„Antenka”
SP6ABA WŚRÓD ZDOBYWCÓW MOUNT EVEREST
Człowiek chce być wszędzie. Nieposkromiona chęć poznania nowego pcha go w najbardziej egzotyczne i najtrudniej dostępne zakamarki świata. Nawet eksploracja kosmosu stała się człowiekowi dziedziną jakże bliską. Krótkofalowiec, jak każdy człowiek , nie jest wolny od tych emocjonalnych aspiracji, chociaż dochodzi rzecz nowa: pragnie swoją wiedzą i nabytym w ciągu długich lat doświadczeniem przy konstrukcji czy obsłudze własnej radiostacji amatorskiej pomóc innym, zwłaszcza tym, dla których zagadnienie łączności radiowej jest dziedziną nową .
Taka jest, ogólnie rzecz biorąc, geneza setek i tysięcy przypadków nieocenionej wręcz pomocy krótkofalowców, którzy z pełnym poświęceniem, nie bacząc na własny los, ratowali życie ludzkie od niechybnej zguby.
Kiedy kilkanaście lat temu potężne trzęsienie ziemi obróciło w gruzy jugosłowiańskie miasto Skopje, cały świat dowiedział się o tym tragicznym fakcie za pośrednictwem małej amatorskiej radiostacji jugosłowiańskiej. No dobrze – ktoś powie – a co się stało z tamtejszymi radiostacjami urzędowymi? Odpowiedź jest prosta, a wymowa faktów jednoznaczna: podział pracy na radiostacjach urzędowych nie zawsze, a już szczególnie w czasie kataklizmu, pozwala na szybką ich naprawę. Natomiast krótkofalowiec jest w jednej osobie wszystkim: konstruktorem, a więc nie tylko projektodawcą, ale i wykonawcą, operatorem, a w razie potrzeby potrafi brakujące części zastąpić innymi, odpowiednio do tego celu przerabiając je lub adaptując.
W tym tkwi bezkonkurencyjna przewaga krótkofalowca nad profesjonalistami o wąskich specjalnościach.
Pomysł zaangażowania krótkofalowca do składu naszej wyprawy wysokogórskiej, która zimą 1980r. miała zdobyt najwyższy szczyt świata, niebotyczny Mt. Everest w Himalajach, nie zrodził się nagle. Nasza wyprawa miała go zdobyć zimą, a więc po raz pierwszy w historii wypraw o takiej porze roku, na tych wysokościach niezwykle ciężkiej, zdawać by się mogło przekraczającej ludzką wytrzymałość.
Zagadnienie łączności radiowej było sprawą niesłychanie ważną, z czego kierownictwo wyprawy zdawało sobie sprawę. Szczupły skład wyprawy nie pozwalał na zaangażowanie kilku łącznościowców. Decyzja była krótka: będzie nim jedna osoba i tylko tylko krótkofalowiec.
Wybór padł na Bogdana SP6ABA z Wrocławia.
Nie pora tu opowiadać o podróży naszej ekipy wysokogórskiej z Polski do egzotycznego himalajskiego państewka Nepal, w granicach którego znajduje się Mount Everest. Mieszkańcy Nepalu nie bez racji nazywają swój kraj dachem świata. Po przybyciu na miejsce Bogdan SP6ABA odwiedził miejscowego krótkofalowca nazwiskiem Moran, pracującego bardzo aktywnie pod znakiem 9N1MM. Właściwie jest on jedynym krótkofalowcem w Nepalu, krótkofalarstwo bowiem znajduje się tam w powijakach. Czasem, ale bardzo rzadko, uda się zagranicznemu turyście, a równocześnie krótkofalowcowi, zawadzić o Nepal. Nie zawsze jednak udaje się uzyskać czasową licencję. Wówczas uprzejmy i zawsze uczynny Moran 9N1MM, jak przystało na prawdziwego krótkofalowca, służy radą i pomocą, a nawet udostępnia swoją stację.
Bogdan SP6ABA liczył na to, że otrzyma tam czasową licencję i będzie mógł w wolnych chwilach, chociaż było ich bardzo mało, nadawać na pasmach amatorskich. Nie wiedział jednak, że władze nepalskie odmawiają licencji amatorskich wszystkim uczestnikom wypraw wysokogórskich. Zezwolenie na wewnątrzkrajową łączność radiową w ramach potrzeb wyprawy zostało wprawdzie przez tamtejsze władze wydane, ale zawsze to nie licencja amatorska.
Po krótkim pobycie w Kathmandu – stolicy kraju, uczestnicy wyprawy przystąpili do szturmu na Mt. Everest. Założony został pierwszy obóz, wkrótce potem, ale już znacznie wyżej obóz drugi. I wreszcie obóz dalszy, na wysokości ośmiu tysięcy m npm. Mróz dochodził do – 40°C i – co gorsze – wiały huraganowe wiatry.
W tych warunkach zdobycie szczytu wydaje się niepodobieństwem przekraczającym ludzkie możliwości.
Czas upływa nieubłaganie, zezwolenie wydane przez władze nepalskie i obejmujące czasokres, w którym można było wejść na szczyt zbliża się do końca . Następują dramatyczne godziny oczekiwania na przedłużenie zezwolenia. Bogdan ma pełne ręce roboty. Zabrany transceiver TS 520 działa niezawodnie i zapewnia łączność ze stolicą Nepalu, a tym samym z naszą placówką dyplomatyczną.
Ale działa również łączność między obozami prowadzona za pomocą radiotelefonów krajowej produkcji pn ,,Klimek ”. Opracowane i wykonane przez warszawskiego krótkofalowca SP5FM okazały się bezkonkurencyjne w niesłychanie ciężkich warunkach wyprawy (nie tylko atmosferycznych).
Oto jak relacjonuje końcowy fragment walki o szczyt jego zdobywca Krzysztof Wielicki: „ W górach nie ma miejsca na patos. Jest tylko walka. Potrzebna jest absolutna koncentracja na tym, co się robi. Gdy już byliśmy na szczycie, włączyliśmy nasze Klimki...
A drugi zdobywca Mt. Everest dodaje: „Wchodziliśmy 7,5 godziny. Schodziliśmy nieco ponad 6 godzin, ale to było o wiele gorsze. Myśleliśmy o jednym: czy stoi namiot na Przełęczy Południowej. Przecież huragan mógł go z łatwością zdmuchnąć. A wtedy byłby to naprawdę koniec…”
Dzięki sprawnie działającej łączności radiowej uratowane zostało w tej wyprawie niejedno życie ludzkie. Jako przykład może służyć zwichnięty bark Krzysztofa Żurka, uczestnika wyprawy. Wypadek ten nastąpił powyżej obozu drugiego, a więc na tak dużej wysokości, że bezpośrednia pomoc lekarza wyprawy okazała się niemożliwa. Jedynym wyjściem była pomoc drogą radiową, a więc instrukcja lekarza przekazana ,,Klimkami” do kolegi towarzyszącego Żurkowi.
,,Połóż Krzyśka na ziemi – brzmiała rada lekarza. Zdejmij jeden but, włóż swoją stopę pod pachę i ciągnij za nadgarstek tak długo, aż chrupnie”. Już za drugim pociągnięciem „chrupnęło'”.
Dzięki temu Krzysztof Żurek uniknął operacji, która zresztą w warunkach wysokogórskich trudna była do zrealizowania.
SP8HR
Dla „niewtajemniczonych”:
SP8HR – znak wywoławczy Zbigniewa Rybki – autora artykułu
SP5FM – znak wywoławczy Wojciecha Nietykszy
SP6ABA – znak wywoławczy Bogdana Jankowskiego
9N1MM – znak wywoławczy Marshalla D.Morana