DZIEŃ JAK CO DZIEŃ
W latach 80 ubiegłego wieku pracowałem jako ratownik zawodowy w Naszej Grupie. Siedząc któregoś razu na dyżurze w Stacji Centralnej odebrałem telefon, w którym odezwał się przedstawiciel KGHM w Polkowicach. W krótkich słowach wyjaśnił, że chodzi im o informację, czy jako GOPR możemy im pomóc. Z dalszej części jego wypowiedzi wynikało, że w okolicach Lubina znajduje się pod ziemią „ocean wód”. Kopalnia, drążąc szyb Rudna, robiła to metodą głębokiego zamrażania, tzn.warstwa ziemi była zamrażana na kilkanaście metrów wokół otworu, i tym sposobem można było wiercić olbrzymią dziurę w ziemi. W dziurę wstawiano betonowe kręgi, i tak, metr po metrze, posuwano się osiągając głębokość ok. 400 metrów. Problem zaczął pojawiać się w momencie, kiedy pracujące 24 godziny na dobę pompy o wysokiej wydajności nie były w stanie wypompować napływającej wody z dna kopalni. Nadzór kopalni obawiał się, że któryś z kręgów mógł pęknąć co byłoby dla kopalni katastrofalne. Problem polegał na tym, że szyb Rudna w tym czasie był w budowie i nie było na nim zamontowanych żadnych urządzeń dźwigowych.
Stąd wynikło pytanie: czy istnieje możliwość pomocy ze strony GOPR?
Przedsięwzięcie uzyskało zgodę Naczelnika, i po zmontowaniu zespołu w którym byli; Kajtek Wróbel, Krzysiek Jarmuszewski, Waldek Bartnicki, Zenek Placko i ja (jako sprawca całego zamieszania) – pojechaliśmy do Polkowic. Do zjazdu do „wielgachnej dziury” wykorzystaliśmy zestaw Grammingera, jako jedyny możliwy w takiej sytuacji sprzęt. Po zmontowaniu stanowiska „uprzejmi” Koledzy stwierdzili; –ponieważ ty nagrałeś całą sprawę, to ty zjeżdżasz.
Przyznam, że wtedy po raz pierwszy nie zazdrościłem górnikom ich wypłat.
Ciemność w szybie była taka, że przysłowiowo można ją było kroić nożem. Ponadto ciąg powietrza był tak silny, że gdyby nie moja waga, to chyba by mnie wydmuchało do góry. Do środka szybu wchodziło się przez śluzę, której otwarcie ze względu na ciąg powietrza było bardzo utrudnione. Na szczęście wszystko odbyło się bezkolizyjnie, a penetracja szybu na głębokość 150 metrów (tak jak pozwalała „stalówka” z zestawu) dowiodła, że wzmożony wyciek wody nie był wynikiem pęknięcia (czego się obawiano) któregoś z kręgów, a jedynie nieszczelności pomiędzy nimi.
Piszę o tym dzisiaj nie dlatego, że naszła mnie nostalgia, ale dlatego, że wydaje mi się, iż właśnie wtedy stworzyliśmy podwaliny do kontaktów Ratowników Górniczych z nami. Przekonano się bowiem w KGHM, że techniki stosowane w ratownictwie górskim, można w sytuacjach nadzwyczajnych z powodzeniem stosować w ratownictwie górniczym.
Mając to na uwadze, doprowadzono do współpracy pomiędzy służbami ratowniczymi.
Taka sytuacja trwa już kilka dobrych lat. Młodsi Koledzy, Instruktorzy GOPR z naszej Grupy, z powodzeniem szkolą ratowników górniczych w technikach, które można zastosować w kopalni w sytuacji, kiedy np.jedyną możliwością dotarcia na dół kopalni jest zjazd na linach. Kontakty te są podtrzymywane nie tylko w ramach szkoleń, ale również na płaszczyźnie prywatnej. Prym wiodą tutaj Koledzy Jacek Kieżuń i Romek Gąsior. Dzięki tym kontaktom, byliśmy z wizytą w Kopalni Rudna przyjęci przez naprawdę sympatycznych ludzi. Wtedy też mogliśmy, dzięki ich uprzejmości, zjechać na poziom minus 1000 metrów, aby na własnej skórze odczuć klimat pracy na dole.
Jeszcze raz potwierdzę: wynagrodzenie górników jest w pełni uzasadnione. My byliśmy tam „turystycznie”, a pomimo tego po dziesięciu minutach każdy z nas był mokry. Upał jaki panuje tam na dole jest naprawdę odczuwalny. A górnicy w takich warunkach muszą wykonywać swoją pracę. Faktem jest, że posiadają wiele maszyn wspomagających ich pracę, ale zawsze…
Pod ziemią, na znacznych głębokościach jest prawdziwe miasto.
Ze względu na znaczne odległości od szybu, górnicy są dowożeni do wyrobiska samochodami, w związku z czym pod ziemią zamontowana jest sygnalizacja świetlna, tak jak na normalnym ulicznym skrzyżowaniu. Jednak nie zawsze jest tak „kolorowo”…
W niewielkim odstępie czasowym byliśmy dwukrotnie ze smutną posługą. Najpierw w dużym wypadku zginęło 9 osób, a w następnym 1 osoba. Wśród ofiar było dwóch ratowników górniczych. Z naszym pocztem sztandarowym byliśmy cząstką olbrzymiej rzeszy ludzi, którzy przyszli oddać hołd tragicznie zmarłym Ratownikom. Było ich tak wiele, że policja musiała kierować ruchem na ulicach, którymi szedł kondukt.
Obserwując zebranych nasunęła mi się pewna refleksja…
Część ludzi biorących udział w pogrzebach, to Rodziny i znajomi. Ale w przeważającej części to ludzie obcy, którzy przyszli nie z gapiowskiej ciekawości, ale z szacunku dla zawodu Ratownika. To naprawdę dawało się wyczuć. Nasz zawód Ratownika górskiego cieszy się również poważaniem, ale myślę, że jeszcze dużo czasu i pracy przed nami dla uzyskania takiej społecznej akceptacji i szacunku dla ratownictwa górskiego i ludzi, którzy w nim działają. Również Władze KGHM doceniają trud ratowniczy. Faktem jest, że ze względu na swoją sytuację finansową mogą sobie pozwolić na zabezpieczenia przyszłości rodzin zmarłych, ale na pewno nie muszą tego robić. A jednak robią to, i nie na pokaz, tylko z szacunku dla Ratowników.
My, jako ratownicy górscy, wśród których wydarzały się również tragiczne wypadki, możemy tylko pomarzyć o takim podejściu Państwa, ZG, ZUS-u, czy też innych instytucji.
Ale dosyć o sprawach smutnych. Szczęściem istnieją i bardziej optymistyczne wydarzenia. Dzięki inicjatywie Mariana Sajnoga, i późniejszym wielokrotnym spotkaniom w Warszawie, w ówczesnej Akademii Obrony Narodowej, doprowadziliśmy do podpisania porozumienia pomiędzy Akademią a ZG GOPR.
Porozumienie to zaowocowało możliwością podjęcia studiów przez Ratowników GOPR na Akademii (obecnie Akademii Sztuki Wojennej).
Z tej możliwości skorzystało dwóch Kolegów. Jeden otworzył przewód doktorski, a drugi – nasz Kolega Naczelnik Sławek Czubak KOŃCZY studia magisterskie na Akademii. Gratulacje Sławku i trzymamy kciuki w czerwcu w czasie obrony. Szkoda, że tak niewielu Kolegów zdecydowało się na podjęcie nauki bo „kwity” z Akademi mają swoją wartość, ale może w przyszłości to się zmieni. Pomimo takiego skromnego wyniku dochodzę do wniosku, że warto było poświęcić czas na dojazdy i uczestnictwo w spotkaniach z Władzami Akademii. Ważne, że drzwi zostały otwarte i może inni Koledzy, mając przetarty szlak, pójdą w ślady tej dwójki. Gorąco zachęcam.Warto!
„Poznaj Góry-Poznaj Morze”
Również inny projekt zdaje się rozkwitać. Ponownie z inicjatywy Mariana Sajnoga powstał pomysł zintegrowania środowisk wodnych z górskimi, a tym samym realizację idei Generała Zaruskiego.
Zrodził się projekt pod nazwą: „Poznaj Góry-Poznaj Morze”.
Odbyło się kilka spotkań, ale w pierwszej fazie umarło to wszystko śmiercią naturalną. Dlaczego?-nie wiem. Jednak w momencie, kiedy dostaliśmy zaproszenie na podniesienie bandery na jachcie „Generał Zaruski”, temat powrócił.
24 maja b.r. z Grupy Karkonoskiej ponownie pojedzie delegacja na podniesienie bandery na jachcie w sezonie 2017. Mamy nadzieję, że wizyta ta zaowocuje poważnym nawiązaniem kontaktów i wreszcie Generał Zaruski doczeka się kontynuatorów jego idei łączenia gór z morzem. Tym bardziej, że mamy obiecany rejs po zatoce na „Generale Zaruskim”. Mocne przeżycie.
Z górskim pozdrowieniem i stopą wody pod kilem kończę ten artykuł. O ewentualnych efektach pobytu w Gdańsku – poinformujemy na pewno.