JESZCZE TYLKO JEDEN SZCZYT
Gałkowo to miejscowość głęboko ukryta w Puszczy Piskiej, chociaż w ostatnich latach coraz bardziej popularna. Tam właśnie, w ubiegłym roku, chyba o wiosennej porze spotkałem się z Elą Sieradzińską, autorką nowej książki o Wandzie Rutkiewicz. Byłem świeżo po dyskusjach na temat książki Anny Kamińskiej – WANDA. Dyskusje były ciężkie. Oburzeni dyskutanci potępiali (najczęściej w telefonicznych rozmowach) wydawnictwo, a na pytanie, czy czytali, odpowiadali, że NIE!
– Dlaczego zatem potępiasz coś czego nie czytałeś? – pytałem zatroskany.
– A bo tak powiedział…, tu padało nazwisko kogoś znanego w górskim środowisku.
Dlatego, być może, dosyć sceptycznie słuchałem argumentów przyszłej autorki. Tym bardziej, że jest spoza środowiska. Ela mieszka w Mińsku Mazowieckim, dyrektoruje Miejskiej Bibliotece Publicznej, pisze biografie, śpiewa po francusku, daje cieszące się powodzeniem koncerty, taka „kobieta orkiestra”. O tym jeszcze w czasie rozmowy z autorką nie wiedziałem.
Powszechnie uważano, że o ludziach gór powinni pisać ludzie z tzw. środowiska. Ale z tymi bywa różnie. Albo nie mają czasu, albo talentu, a najczęściej i jednego, i drugiego.
O Wandzie Rutkiewicz pisano wiele. Najczęściej w kontekście jej osiągnięć, twardości charakteru, zmagań z górskimi przeciwnościami – bez głębszego wchodzenia w jej życiorys. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, Wanda była – jak się wtedy mówiło – na fali. Prowadziła programy w telewizji, udzielała wywiadów, w przestrzeni publicznej było jej pełno. Przede wszystkim jednak były góry. A ścieżka górska po której chodziła, kręta.
Mój sceptycyzm w rozmowie z Elą był zatem uzasadniony. Sam fakt, że przejechała chyba z dwieście kilometrów, żeby się spotkać z kimś nieznajomym i pogadać o Wandzie, świadczył o determinacji napisania biografii Wandy Rutkiewicz. Znajomość realiów i tematu z którym Ela chciała się zmierzyć, była zadziwiająca. Dociekliwe pytania które zadawała, a na które nie zawsze mogłem wyczerpująco odpowiedzieć, świadczyły, że w pracy swojej jest mocno zaawansowana. Tylko czy coś z tego wyjdzie? Potem były jeszcze rozmowy telefoniczne, uzgadniane jakichś szczegółów.
A jednak, udało się: jest książka. Napisana wartkim językiem wprowadza czytelnika w środowisko specyficzne, udostępnione tylko nielicznym.
I na tym tle buduje postać Wandy Rutkiewicz, ukazując postać nieprzeciętną, a jakże ludzką. Sieradzińska robi to znakomicie. W życiową ścieżkę, którą „przebiegła” Wanda, udaje jej się „przemycić” szczegóły techniczne oraz uwarunkowania towarzyszące zdobywaniu Gór Najwyższych.
Dociekliwość i ciężka praca Autorki dały efekt w postaci nietuzinkowej biografii Polki, która wpisała się w historię himalaizmu, przede wszystkim kobiecego, stając się przykładem dla następnych pokoleń.
Pisanie Sieradzińskiej wciąga. „Malowane klawiszami komputera obrazy”, (a może piórem?), pokazują góry, które jak powiedział poeta są – „poza złem i dobrem”. Góry nie zabijają, w górach giną ludzie. W górach czują się zwycięzcami lub przegranymi. Góry fascynują. Jak widać, warte największych poświęceń.
Takim właśnie przykładem jest bohaterka opowieści Elżbiety Sieradzińskiej – Wanda Rutkiewicz.
Komarno leżące na obrzeżach Kotliny Jeleniogórskiej, przez kilka lat było miejscem spotkań polskich, i nie tylko, himalaistów. W spotkaniach tych, zawsze entuzjastycznie witana, brała udział Wanda. W czasie ostatniego spotkania z szefem regionalnej telewizji, Zbyszkiem Dygdałowiczem, robiliśmy z Wandą wywiad. Wanda, elegancka i pełna entuzjazmu, opowiadała o swoich najbliższych planach górskich. Był to ostatni wywiad zapisany na taśmach VHS.
Wanda pozostała w górach. Pamięć o Niej i Jej osiągnięciach, na jakiś czas przycichła. Wróciła w ostatnich latach, głównie na kartach książek. Ale nie tylko. Jak wynika z informacji prasowych, trwają prace nad filmem fabularnym.
Zatem; książka Elżbiety Sieradzińskiej, wydana przez Marginesy, jest nie tylko na czasie, ale też wzbogaci wiedzę o jednej z najciekawszych kobiet XX wieku, o której koledzy „po linie” mówili po prostu: WANDZIA.