JÓZEF KOBEC

JÓZEF KOBEC
© WIKTOR SZCZYPKA - ARCHIWUM | RATOWNICTWO GÓRSKIE

JÓZEF KOBEC

JÓZEF KOBEC

JÓZEF KOBEC
JÓZEF KOBEC © WIKTOR SZCZYPKA – ARCHIWUM | RATOWNICTWO GÓRSKIE

Józef Kobec urodził się 01.03.1932 roku we Lwowie.

” Żużu, Kobza” pod takimi przezwiskami występował Józek dla tych, z którymi był w dobrych stosunkach.

Józek, niewielkiego wzrostu, dobrze zbudowany, miał charakterystyczny sposób chodzenia. Ale ten drobny fakt nie zmienia opini, że był to CZŁOWIEK o wspaniałej osobowości, zawsze chętny do pomocy zarówno dla osób poszkodowanych – jako że był ratownikiem górskim Grupy Sudeckiej-Karkonoskiej GOPR – jak również dla kolegów, którzy znaleźli się niekiedy w niekomfortowej sytuacji.

Józek, jak stary ułan – miał trochę pałąkowate nogi, ale to nie przeszkadzało Mu wspaniale jeździć na nartach. Józka poznałem jeszcze jako cywil, kiedy mój szwagier zabrał mnie na akcję w Śnieżnych Kotłach, o której zresztą wcześniej pisałem. Widziany przeze mnie po raz pierwszy, Józek od razu przełamał wszystkie bariery i nie był dla mnie panem Józkiem tylko po prostu Józkiem. Dla mnie, w tamtych latach smarkacza, był to niesamowity zaszczyt. Później dostąpiłem zaszczytu, aby móc się do Niego zwracać po wymienionych wyżej przezwiskach. Pamiętam jedną z sytuacji,w której wspólnie z „Żużem” uczestniczyłem.

Pełniliśmy dyżur, jak to kiedyś bywało, w górach, a konkretnie w schronisku Na Hali Szrenickiej. Po dyżurze, podkreślę jeszcze raz: po dyżurze, w pokoju ratowników w przybudówce zebrało się grono ratownicze i sympatyków, którzy bardzo byli dumni, że mogą uczestniczyć w takim spotkaniu.

Wtedy były inne czasy, a właściwie inni ludzie. Nie było takich podziałów i takiej roszczeniowości z jaką spotykamy się dzisiaj.

Nie było tytułów – wszyscy stanowili jedną rodzinę. A nawet jak początkowa znajomość wymagała użycia takowych, to panowie profesorowie, magistrzy czy lekarze, stawali się po prostu znajomymi.

W takiej atmosferze, w naszym pokoju, siedzieliśmy przy butelce rozmawiając na różne, nie tylko ratownicze tematy. Pamiętam, jednym z takich bywalców w naszym gronie był szewc. Ponieważ w tamtych czasach jakość i dostępność do sprzętu „była taka jaka była”, w rozmowach padło stwierdzenie, że nie ma porządnych górskich butów.

Jakież było zdziwienie Mariana Tworka i Jurka Woźnicy, kiedy na następny rok (bo nie były to znajomości jednoroczne) wspomniany szewc przywiózł im, wykonane według wskazówek uzyskanych w trakcie wcześniejszego spotkania, dwie pary butów. Myślę, że to pokazuje jaka atmosfera panowała w tamtych czasach.

Ale wracając do Kobzy. Siedzimy w sympatycznym gronie w naszym pokoju, kiedy naraz wpada do niego jeden z żołnierzy WOP-u. Wtedy na Hali Szrenickiej zamieszkiwała kadra z pobliskiej strażnicy Kamieńczyk. Przerażony wojak krzyczy, że jego kolega bardzo się pokaleczył i potrzebuje pomocy.

Od razu odezwała się we wszystkich dusza ratownicza i po krótkiej chwili wojak był zaopatrzony. Okazało się, że w jakimś ataku szału zaczął wybijać szyby w oknach. Rany, nawet po zaopatrzeniu, były na tyle poważne, że zaszła konieczność transportu poszkodowanego do szpitala. I tu znowu charakter Józka wziął górę. Ponieważ była już dosyć późna pora plus perspektywa powrotu z buta na Halę,  chętnych do zwózki raczej nie było. Józek bez zastanowienia powiedział: jadę.

Dla mnie udział w każdym takim zdarzeniu był dużą sprawą, dlatego bez zastanowienia mówię; jadę z Tobą.

Zapakowaliśmy poszkodowanego do akii i drogą transportową rozpoczęliśmy transport.

Przed ruszeniem Józek mówi; „ale jadę pierwszy, bo jestem już starszy pan”. Nie mając wtedy nic do gadania zaakceptowałem takie rozwiązanie. Dojeżdżając do nieistniejącej dzisiaj stajni w okolicach Schroniska, a właściwie Domu Wypoczynkowego Prokuratury, widzę, że już czeka na naszego pacjenta karetka. Wtedy były to Fiaty. Wydaje mi się, że trochę za szybko jedziemy, ale Józek z przodu chyba wie co robi. Efekt tego jest taki, że Józek nartami wjeżdża pod Fiata całując jego maskę, dyszle podjechały do góry po masce samochodu. Cofnęliśmy zestaw do tyłu tak, że Józek mógł się wyprostować i niespeszony całym zajściem stwierdził: „k…a,  ale ślisko!”

Poszkodowany odjechał, no i teraz kwestia powrotu na górę. Józek (starszy pan, jak sam się nazwał) potrafił z każdej sytuacji znaleźć wyjście.W końcu – mówi – zwieźliśmy żołnierza, to niech Zbyszek (Skoczylas) da konia. Przerażony „szwej” nie chciał dzwonić w środku nocy do dowódcy, ale nie dla Józka takie przeszkody. Po krótkiej rozmowie ze Zbyszkiem dostaliśmy konia i Józek znowu wyciągnął swój koronny argument: ja, starszy pan, jadę pierwszy.

I tak, w takim tercecie dotarliśmy późną nocą do schroniska. Józkowe dobre serce odezwało się po raz kolejny. Wprowadził konia do przedsionka, żeby dać mu w nagrodę parę kostek cukru. Biedne konisko zaczęło się ślizgać na kamiennej podłodze i w efekcie koń zrezygnował z cukru udając się galopem na dół (tak były nauczone) do stajni.

Józek był również Przewodnikiem Sudeckim.

W wolnych od dyżurów chwilach prowadził wycieczki. I tutaj Józek też potrafił poradzić sobie z trudnymi sytacjami. Wcześniej, nasza Grupa miała siedzibę w dawnym Domu Turysty, w którym funkcjonował również BORT czyli Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego. Stąd kilkukrotnie można było zauważyć, że Józek wsiadając do autokaru z wycieczką ma ze sobą torbę jabłek. Działo to się szczególnie wtedy, kiedy trasa wycieczki obejmowała Kotlinę Kłodzką. W końcu któryś z chłopaków nie wytrzymał i zagaduje Józka; co ty taki amator jabłek jesteś? A Józek ze spokojem odpowiada:

„Widzisz, jak zbliżamy się do jakiegoś obiektu o którym nie bardzo wiem co powiedzieć, to zaczynam jeść jabłka. Kulturalna wycieczka nie będzie przeszkadzać w konsumpcji, i tak przejeżdżamy obok, a ja nie daję plamy”.   Cały Józek.

Po odejściu z GOPR cały czas związany był z górami. Przez wiele sezonów prowadził narciarnię na Hali Szrenickiej.

Józek odszedł od nas, niestety. Zmarł 04.09.1981 roku. Pochowany jest na Starym Cmentarzu w Jeleniej Górze. Na swoim grobie, jeszcze zanim Klub Seniora rozpoczął akcję naklejania porcelanek z odznaką GOPR na grobach Kolegów, Józek jako pierwszy ma taką, wykonaną z metalu.

JÓZEF KOBEC
© WIKTOR SZCZYPKA – ARCHIWUM | RATOWNICTWO GÓRSKIE

To pokazuje, że nie Rodzinie, ale Jemu zależało aby po śmierci mieć symbol ratownictwa. Rodzina po prostu spełniła Jego wolę.

Avatar photo
O Ryszard Jędrecki 53 artykuły
Ratownik Grupy Karkonoskiej GOPR | Prezes Klubu Seniora Grupy Karkonoskiej GOPR