KARCZMA PIWNA RATOWNIKÓW GÓRNICZYCH
Ratownicy górniczy. Wiemy że są, ale o nich samych wiemy niewiele. Działają w hermetycznie zamkniętych systemach kopalń, gdzie akcje ratunkowe, przeważnie ekstremalnie trudne, wymagają nie tylko wyjątkowej sprawności fizycznej ale ponadprzeciętnej odporności psychicznej. Wielu z nich łączy pracę w kopalni z ochotniczym działaniem ratunkowym. Są zawsze, w każdej godzinie gotowi do działania, a zagrożeń kopalnianych jest bez liku.
Od co najmniej dwóch dekad trwa współpraca ratowników Grupy Karkonoskiej GOPR z JRGH-KGHM Sobin, a głównie z sekcją wysokościową ratowników górniczych. Współpraca ta przeniosła się również na sympatyczne kontakty osobiste, co wyraźnie dało się odczuć przy powitaniu Alka Chruściela i Romka Gąsiora na kolejnej karczmie piwnej, czyli święcie ratowników górniczych.
Pierwsza rzecz to KUFEL, który dostaje się przy wejściu na biesiadną salę. Kufel nie może być pusty, a piwo jest nalewane z potężnych dziesięciolitrowych konew.
A potem przez kilka godzin wg ustanowionych odwiecznych reguł górniczego stanu trwała zabawa; przyśpiewki, przekomarzania, chóralne śpiewy. Kiedy kilkuset mężczyzn zaśpiewało pieśń ratowników…
Przed Wysokie Prezydium na beczkę wezwano też naszych kolegów. Pierwszym był Alek Chruściel cieszący się wielką estymą górników. Za nim zaczął przemowę – Wysokie Prezydium karczmy nakazało: „dać mu na wzmocnienie”. Wzmocniony Alek przemówił „jak trza”.
Romka Gąsiora pozwano jako eksperta od wysokościówki. Ponieważ trójka ratowników górniczych zajęła w Karłowie pierwsze miejsce, musieli udowodnić kolegom, że umieją założyć uprząż asekuracyjną. Oceniał też „wzmocniony nakazem” Romek. Jak się potem okazało, tylko sokiem, bo był kierowcą.
Picie piwa pod rewelacyjną golonkę i inne tego typu przysmaki, przerywane śpiewem i innym facecjami, nawet dla nielubiącego tego napoju było fantastycznym przeżyciem. Przy okazji: napełniony litrowy kufel świetnie wyrabia bicepsy. Bo wymachiwanie i „stukanie się” wymaga jednak pewnego przygotowania. Nie jestem amatorem piwa, a w ciągu prawie trzech godzin tego fascynującego spotkania „wychłeptałem” dwa pełne kufle.
Ostanie stuknięcie i ostatni łyk piwa; do spotkania za rok. Bardzo bym chciał.
Na pewno spotkamy się na roboczo w czasie wspólnych szkoleń. A jest się od kogo uczyć. Wracaliśmy z Romkiem zimową mroźną nocą ze spotkania. Okazało się, że on od dwudziestu kilku lat nie opuścił karczmy. Szkoda, że nasze „goprowe”, jak się ostatnio mówi, uroczystości są ubogie. W ciągu siedemdziesięciu lat nie potrafiliśmy stworzyć czegoś tradycyjnego, powtarzalnego. Fenomenem górniczej piwnej karczmy jest to, że przez kilka godzin wszyscy uczestniczący są zajęci – nie tylko piciem i jedzeniem.
Kufel staje się własnością uczestnika. Postawiłem go na honorowym miejscu, wśród innych ważnych pamiątek. Może w przyszłym roku uda się dostawić drugi. Może…