KAROL LASZCZAK – ”BOŻY GOPROWIEC”

od lewej:ratownicy Grupy Tatrzańskiej GOPR- Józef Uznański i Stanisław Janik oraz Karol Laszczak z Grupy Beskidzkiej © RATOWNICTWO GÓRSKIE

KAROL LASZCZAK – ”BOŻY GOPROWIEC”

Pani Agnieszka Przybyła, wnuczka Karola Laszczaka, ratownika Grupy Beskidzkiej GOPR przekazała nam dziś tekst kazania wygłoszonego na pogrzebie Jej Dziadka przez ks. Prof. Edwarda Stańka w dniu 22.01.2013 roku.

W swym kazaniu, ksiądz Staniek wspominał nie tylko Postać naszego starszego Kolegi. Przypomniał również o akcji ratowniczej po katastrofie samolotu AN-24 w dniu 2 kwietnia 1969 roku, na Policy. W akcji tej brali udział ratownicy Grup: Beskidzkiej, Rabczańskiej ( obecnie Podhalańskiej ) i Tatrzańskiej GOPR. Przebieg akcji opisał były Naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR Marian Tadeusz Bielecki w wydanej w roku 1973 książce ”Sygnały z Gór”.
O niewyjaśnionej do dziś przyczynie tej tragedii czytamy również na stronie Grupy Podhalańskiej GOPR artykuł p.t. Katastrofa samolotu AN-24
A oto jak żegnał ś.p. Karola Laszczaka ks. Prof. Edward Staniek:

Boży GOPR-owiec

Cieszę się, że widzę sztandar, a przy nim umundurowanych pracowników GOPR-u. Cieszę się, że wielu z nich otacza trumnę ich mistrza, Pana Karola Laszczaka. Przeczytałem zapisane w Ewangelii słowa Chrystusa, który siebie nazywa Drogą. Znacie bowiem najkrótszą drogę do tego, kto nadaje sygnał S.O.S. Nie tylko znacie, ale potraficie do wołającego o ratunek maksymalnie szybko dotrzeć. Jezus wypełniony Duchem Świętym jest takim GOPR-owcem. On natychmiast dociera do tego, kto duchowo poraniony wzywa Go na ratunek. Pamiętam dobrze, jak 47 lat temu Pan Karol jadł zupę.
Zadzwonił telefon z dyżurki. Odebrała żona mówiąc „Akcja”. Łyżka z zupą zamiast powędrować do Jego ust, powędrowała z powrotem na talerz. Karol polecił
powiedzieć: „Jestem gotów za 5 minut”. Wkładał buty. Żona krzyczała, aby skończył obiad. On odpowiedział: „zdrowie i życie tamtych, ważniejsze jest niż
moje jedzenie”. Zaimponował mi takim stopniem odpowiedzialności i wiem, że zawsze tak traktował swe obowiązki. W 70-tych latach mimo „żelaznej kurtyny”, ze swoją grupą, zdobywał medale na zawodach GOPR-u w Alpach.

Drugie wydarzenie:

Dom w lesie. Małe dziecko wyszło za mamą, która pojechała do Bielska. Potok w dolinie od Malinowskich Skał, z powodu wiosennych roztopów, był pełny po brzegi. Szukano dziecka do późnego wieczoru, ale go nie znaleziono. Na drugi dzień Pan Karol poprosił Dyrektora szkoły o dzieci ze starszych klas. Ustawił je co dwadzieścia metrów i polecił, aby idąc przez las szukały dziecka lub części jego ubranka. Większość uważała, ze dziecko nie żyje, bo porwał je potok. Pan Karol powiedział: „nie spocznę dopóki nie znajdę dziecka lub jego ciała”. 150 metrów nad domem młodzież zobaczyła dziecko siedzące na korzeniu, śpiące, z rączkami zanurzonymi w śniegu. Karetka pogotowia, szpital, badania, obserwacja. Okazało się, że mimo iż małe dziecko spędziło w zimnym lesie 24 godziny, nie straciło nawet zdrowia.
Bywały takie zimy, że GOPR-owcy w samym  Szczyrku brali udział w 870 akcjach, ratując mających kontuzję. Pan Karol uczestniczył w wielu z nich i cieszył się, że jest potrzebny.
 

Zima, rok 1969. Polica, szczyt blisko Zawoi. Rozbity lub zestrzelony samolot z dużą ilością pasażerów. 

 
 W nocy z reflektorami, przez metrową warstwę śniegu, Pan Karol wraz z swymi kolegami dotarł jako pierwszy do miejsca wypadku. Szukali rannych, nie było słychać nawet jęków. Gdy rano pojawiło się słońce odsłoniło straszny widok. Kawałki ciał wiszące na odśnieżonych drzewach. Wiele czerwonego śniegu.
Pan Karol tak mocno przeżył tę tragedię, że przez dwa tygodnie nic nie mógł przełknąć. Człowiek, który ciągle był w akcji ratując ludzi od śmierci lub ciężkiego kalectwa, miał tak wielką wrażliwość, że ja w życiu nie spotkałem drugiego mężczyzny o takiej wrażliwości. Poznając go trudno mi było uwierzyć, dlaczego podejmuje takie zadania.

Kiedyś usłyszałem Jego słowa: „dobro rannego lub zaginionego jest dla mnie najważniejsze”.

W pracy bez zarzutu; odznaczenia za zasługi na najwyższym poziomie. Cieszył się zespołem kolegów i uczniami, z którymi nieustannie pracował. Zwożąc po stoku, w toboganie rannego, czuł się na nartach lepiej niż w Szczyrku na chodniku, idąc w świątecznym stroju.

W pracy lubił i umiał decydować.

W domu kochał ciężko chorą żonę, której przed porodem zmarło dwu ich synów. W domu ona decydowała, a on słuchał. Z nią budował dom otwarty dla wszystkich, którzy potrzebowali dachu nad głową, gorącego pieca, z którego rozchodził się zapach dobrego obiadu lub kolacji. Nawet w trudnych latach, gdy jedzenie było na kartki, na ich stole chleba nie brakowało.

Ostatnie lata Karola to długi odcinek krzyżowej drogi. Sam zażywał lekarstwo, ale czuwał przede wszystkim nad lekami podawanymi żonie. Dotknięty kalectwem oczu pogrążył się w ciemnościach. Uszkodzony słuch dodatkowo utrudniał mu życie. Zanik mięśni nie pozwalał na samodzielne ruchy. Nie rozstawał się z papierosami…

Bóg jednak dał mu Panią Marię, jej córkę i synów. Czuwali przy jego łożu. Pani Maria ma serce miłosiernego samarytanina umie zawierzyć Bogu. To jej moc. Obserwowałem ją, gdy czuwała przy umierającej na raka mamie. Czuwała również przy ciężko chorym mężu, a dwa lata temu przy siostrze Wiktorii. Ostatnie trzy lata to nieustannie dźwiganie krzyża innych. Te krzyże były dla niej ważniejsze niż jej krzyż, a sama jest słaba i poważnie chora. Za to wielkie miłosierdzie, jakim żyje, Bóg nagrodzi ją tysiąckrotnie.

Dziękujemy Bogu za śp. Karola i dziękujemy za te ręce, które pod koniec życia podtrzymywały go, prowadziły, czasem nosiły, karmiły, goliły jego brodę, myły cale ciało… Dziękujemy również za jego decyzję, jaką podjął razem z żoną, aby swój dom rodzinny i pole wokół niego przekazać w ręce Caritasu. Zdumieni obserwowali, jak tam wyrósł Dom dla dzieci, młodzieży, samotnych, załamanych. W tym Domu jest kaplica i cisza pustelni kojącej ducha, potrzebnej do regeneracji sił. Pani Wiktoria nazywała ten obiekt „Domem Miłości”. Takie bowiem polskie znaczenie ma łacińskie słowo caritas.

Prosimy o miłosierdzie Boże dla śp. Karola. Miał swoje słabości, czasem ranił swoim uporem, ale kto z nas słabości nie posiada? Bóg nas kocha mimo naszych słabości. Kochał i jego.

Przy ołtarzu nasze dziękczynienie łączymy z prośbą o miłosierdzie Boże dla Karola i jego żony Wiktorii. Nawet jeśli ona jest jeszcze w czyśćcu, to skoro już są razem, a on na to bardzo czekał – rozmawiałem z nim o tym sześć dni temu – ich cierpienie jest mniejsze. Bardzo za nią tęsknił. Prosimy, aby Bóg otworzył im drzwi czyśćca, bo one prowadzą wprost do domu Ojca Niebieskiego.

Znałem ich 47 lat. Znalem dobroć ich serca i proszę ich, aby mieli pieczę nad „Domem Miłości”. Mogą to czynić nawet w czyśćcu, bo mogą się wstawiać za nami. My za nimi, a oni za nami. Taka jest prawda o Obcowaniu Świętych. Tak śp. Karol, jak i jego żona znajdą sponsorów, aby ten Dom miał swoje materialne zaplecze. Niech w tym Domu Caritas, czyli Domu Miłości, nigdy nie zabraknie chleba, ciepła i życzliwości.

Skoro stoję przy trumnie GOPR-owca, proszę Boga, aby ten Dom był również posterunkiem duchowego GOPR-u.

Aby w nim ludzie- dzieci, młodzież, samotni, kalecy, chorzy, zmęczeni – leczyli rany ducha. W Domu jest kaplica, a w niej obecny najlepszy Lekarz – Chrystus. Jest tam również kapłan, który dotknie i uleczy uszkodzony kręgosłup moralny lub serce poranione brakiem miłości. Taki punkt duchowej kliniki jest równie potrzebny, jak wszystkie punkty, w których dyżurują cenieni przez nas i bardzo lubiani GOPR-owcy. Nasze dziękczynienie za śp. Karola i Wiktorię, oraz prośbę o ich zbawienie, łączymy z wielkim zaufaniem Bogu. Liczymy bowiem na Jego błogosławieństwo dla nas, uczestników pogrzebu, oraz dla wszystkich dobrych dzieł, jakie śp. Karol i jego żona „zasiali i zasadzili” na ziemi. Niech te dzieła wydają owoc stokrotny.

„Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Amen”
ks. Edward Staniek


Za udostępnienie tego tekstu, serdeczne podziękowania składa Pani Agnieszce Przybyła
Redakcja

 

Avatar photo
Zespół redagujący blog "Ratownictwo Górskie"