MISTRZ TECHNIKI 1966 – WYWIAD Z WOJCIECHEM NIETYKSZĄ
MISTRZ TECHNIKI 1966 – WYWIAD Z WOJCIECHEM NIETYKSZĄ
Podczas porządkowania rodzinnych archiwów, Pani Julia Kaczorowska – wnuczka mego byłego Szefa, Wojciecha Nietykszy – znalazła egzemplarz miesięcznika „Horyzonty Techniki” z roku…1967. Na stronie nr 22 tegoż miesięcznika opublikowano wywiad z Wojciechem Nietykszą z racji otrzymanej przez Niego, oraz Wiktora Chojnackiego, III nagrody w konkursie „Mistrz Techniki 1966”.
Treść wywiadu przepisałam w całości i z przyjemnością publikuję na naszym blogu nie tylko ze względu na szczególnie bliski memu sercu temat.
Wojciech Nietyksza i Wiktor Chojnacki nigdy nie zabiegali o sławę i zaszczyty.
Ale, tak jak nie wolno nam zapominać o Wszystkich którzy budowali organizację Pogotowia Górskiego w Polsce, o ratownikach którzy „bez względu na porę roku, dnia i stan pogody” ratowali i ratują życie, tak też powinniśmy pamiętać o Tych, którzy w latach 60-tych ubiegłego wieku, przyczynili się do rewolucyjnego usprawnienia ratowniczej pracy.
MISTRZ TECHNIKI 1966 – WYWIAD Z WOJCIECHEM NIETYKSZĄ
Wiosną br. prasa codzienna podała wyniki konkursu „Mistrz Techniki 1966”, organizowanego corocznie pod egidą popularnego „Życia Warszawy”.
Jak zwykle przy okazjach tego rodzaju, zamieszczono zdjęcia, wywiady i reportaże, prezentowano nagrodzonych i ich dzieła. Naszą uwagę zwróciliśmy jednak nie na głównych laureatów, lecz na zdobywcę (a raczej zdobywców – ponieważ było ich dwóch) III nagrody, a to z następujących powodów: po pierwsze – dlatego, że nagroda ta została przyznana w zakresie naszej (tj. Rubryki „Radio-TV”) tematyki, a po drugie – ponieważ w przeciwieństwie do innych i to nie tylko tegorocznych laureatów, nagroda została przyznana ludziom, poza którymi nie stoi bogate zaplecze jakiegoś instytutu, katedry czy zjedoczenia w takim czy innym resorcie.
Jest to więc nagroda zdecydowanie nietypowa, bo całkowicie „prywatna” – i może właśnie dlatego bardziej interesująca od innych.
Konstruktora radiotelefonu „Klimek” udało nam się „upolować” – zresztą nie bez trudu – wczesnym niedzielnym rankiem w jego własnym, nowo uzyskanym mieszkaniu. Tradycyjne gratulacje w imieniu Czytelników i Redakcji, kilka konwencjonalnych grzeczności i już notujemy pierwszą wypowiedź p. Wojciecha Nietykszy:
– Przede wszystkim wyjaśnienie, które dla Czytelników „Horyzontów Techniki”, a więc czytelników zaawansowanych technicznie, będzie nader istotne:
nagroda, jaką zdobyliśmy, nie została nam przyznana za skonstruowanie radiotelefonu…
– …?
– To znaczy – prawdopodobnie nie tylko za to. Zagadnienie było znacznie szersze.
Naszym zadaniem było rozpracowanie i kompleksowe rozwiązanie problemu łączności na potrzeby Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Chodziło o znalezienie optymalnego rozwiązania tej łączności dla całego terenu działalności GOPR, czyli od Bieszczad do Karkonoszy, w ścisłym nawiązaniu do występujących tam warunków terenowych i istniejącej od lat organizacji Pogotowia. Oczywiście najtrudniejszy i najważniejszy jest rejon Tatr – wyniki uzyskiwanych tam łączności oraz opinie czołowych polskich ratowników rzutowały na przyjęcie takich czy innych parametrów stosowanej aparatury.
– A więc nie zbudowanie radiotelefonu „jako takiego”, według dowolnie przyjętych założeń, lecz odwrotnie – ustalenie parametrów technicznych aparatury, która spełni stawiane przed nią konkretne zadania, opracowanie takiej aparatury i zbudowanie jej w odpowiednio dużej liczbie egzemplarzy, czyli…
– …czyli kilkudziesięciu sztuk. Ale powielenie gotowych, wypróbowanych w terenie modeli nie jest najważniejszą sprawą, pomimo wielu trudności, przede wszystkim materiałowych. Najtrudniejsze i najbardziej istotne były wstępne badania i próby łączności, które prowadziliśmy w terenie wysokogórskim, gdzie zawodzą wszelkie obliczenia czy przewidywania teoretyczne.
Mieliśmy do opracowania wiele zagadnień związanych między innymi z rozchodzeniem się fal o przydzielonej nam częstotliwości
– i to w specyficznych górskich warunkach – oraz sprawę zasadniczą – sprawne anteny, wykorzystujące w pełni parametry elektryczne aparatury. Całość musiała być oczywiście opracowana zgodnie ze specyficznymi warunkami późniejszej pracy urządzeń, od których wymagana jest większa od normalnej odporność mechaniczna, jak najmniejsza wrażliwość na bardzo niskie temperatury, wysoka ekonomia zasilania itp…
– Rozumiemy. Może w takim razie kilka słów o genezie całego przedsięwzięcia: jak to się zaczęło i kiedy?
– We wrześniu 1964 ukazał się w „Trybunie Ludu” niepokojący artykuł: „GOPR wzywa pomocy”.
Omówiono w nim na przykladzie dramatycznych – choć szczęśliwie zakończonych – wydarzeń, jakie w tym czasie miały miejsce w Tatrach, stan techniczny naszego Pogotowia.
Okazało się, że GOPR dysponuje w zakresie łączności jedynie zwykłymi telefonami pomiędzy kilkoma punktami stałymi. Łączność ta – co jest zrozumiałe – zawodzi właśnie w czasie takich czy innych klęsk żywiołowych, a więc w czasie, gdy działalność Pogotowia jest najbardziej ożywiona.
Nie ma natomiast w użyciu żadnych środków łączności bezprzewodowej – konkretnie radiotelefonów. Praktyka wykazała, że sprawna łączność wydajnie zwiększa skuteczność akcji w terenie, a niekiedy wręcz warunkuje jej powodzenie. Praktycznie więc Pogotowie działało bez żadnych nowoczesnych środków łączności…
– … a więc metodami nie odbiegającymi od metod stosowanych przed stu laty, czyli w okresie powstania tej pożytecznej organizacji?
– Słusznie. Wspomniany artykuł po omówieniu istniejących trudności (między innymi dewizowych) stawiał pytanie: „Czy doprawdy nie ma w Polsce możliwości…itd.”
– Pytanie raczej retoryczne, gdyż w kraju – jak się orientujemy – nie ma instytucji, która mogłaby rozwiązać zagadnienie w całości. Oczywiście, można by sobie wyobrazić jakąś odgórnie koordynowaną akcję, w której brałaby udział jakaś katedra czy instytut naukowy oraz odpowiedni zakład produkcyjny – ale byłaby to sprawa trudna do zorganizowania, chociażby tylko ze względu na plany obowiązujące w każdej z tych instytucji, jakie każdego obywatela obowiązują. Tymczasem GOPR potrzebowało szybkiej pomocy…
Już wiosną 1966 GOPR otrzymało do eksploatacji kilka radiotelefonów oraz miało gwarancję dostawy dalszego sprzętu.
– Czy jednak zakup gotowych urządzeń za granicą nie byłby jeszcze szybszym rozwiązaniem? Oczywiście rozumiemy, że w grę wchodziły znane wszystkim trudności dewizowe…
– Nie tylko. Dewizy rozwiązałyby sprawę jedynie w sposób połowiczny i wątpliwy. W grę mógł wchodzić bowiem jedynie zakup – za sumę kilkudziesięciu tysięcy dolarów – takich czy innych urządzeń produkowanych seryjnie w danym czasie. Urządzenia te mogłyby być pomocne GOPR-owi, lecz nie rozwiązałyby całkowicie koniecznej łączności, ponieważ radiotelefony klasy 500-600 dolarowej nie były do tej służby dostatecznie przystosowane, natomiast specjalnie wartościowe w górach
radiotelefony szwajcarskie kosztowały w tym czasie ponad tysiąc dolarów za sztukę.
– Do tego dochodziłyby jeszcze kłopoty eksploatacyjne z nietypowymi w kraju elementami wymiennymi, częściami rezerwowymi do napraw – a więc dalsze koszty dewizowe…
– Oczywiście. To wszystko zostało przez nas załatwione w całości, „od A do Z” – bowiem wraz z radiotelefonami przenośnymi, wyposażeniem stacji bazowych i częściami rezerwowymi do nich dostarczamy nie tylko aparaturę pomocniczą do napraw i konserwacji bieżącej, lecz gwarantujemy również – i to na zasadach społecznych – długotrwały nadzór „autorski” nad poprawnym działaniem całego zespołu urządzeń, organizacją sieci i szkoleniem obsługi.
A więc zagadnienie w istocie wygląda znacznie szerzej, niż by to wynikało z informacji prasowych.
Przechodząc do szczegółów poprosiliśmy o dane techniczne aparatury. Oto one:
- częstotliwość robocza 40 MHz
- rodzaj emisji F3/F2
- czułość odbiornika 0,5 µv
- moc nadajnika 500 mW
- zasilanie (bateria krajowych akumulatorów kadmowo-niklowych) 10,8 V
- ciężar około 1,5 kg
- wymiary 24 x 8 x 4 cm
Następują oględziny modelu z zewnątrz i wewnątrz, po czym z przerażeniem stwierdzamy, że nasza wizyta jest już stanowczo za długa. Padają ostatnie pytania:
– Najtrudniejsze sprawy, z którymi Pan spotkał się w trakcie pracy?
– Finansowe. Poza tym maksymalne wykorzystanie urządzeń przez optymalne elektryczne i mechaniczne rozwiązanie wymiennych anten. Jest to zagadnienie samo w sobie skomplikowane, a szczególnie w urządzeniach przenośnych pracujących z niesymetrycznymi antenami, bez uziemienia i odpowiedniej przeciwwagi. Ale też właśnie szczęśliwe rozwiązanie dało nam tak dobre wyniki, czyli dobrą łączność w trudnym, wysokogórskim terenie.
– A materiały? Przecież, o ile wiemy, radiotelefony zostały zbudowane niemal wyłącznie z krajowych materiałów?
– Tak, tylko niektóre tranzystory zastosowaliśmy „obce”, a i te można by już dzisiaj zastąpić produkowanymi w kraju. Z elementami, a właściwie z ich niezawodnością, mieliśmy nieco kłopotów. Ale obraliśmy metodę systematycznej, okresowej kontroli elementów, wybierając „do produkcji” jedynie egzemplarze odpowiednio wyselekcjonowane i wybróbowane.
– Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych osiągnięć. Co ma Pan teraz na warsztacie?
– Modernizację radiotelefonu „Klimek”. Przecież od jego opracowania minęło już dwa i pół roku. A poza tym… coś nowego, czego jednak na razie nie chciałbym ujawnić…
– żałujemy, że nie chce nam Pan uchylić rąbka tajemnicy, tym niemniej życzymy sukcesu, w tym oczywiście – ponownego zdobycia tytułu „Mistrza Techniki”…
– Dziękuję bardzo…
Tak jak powiedzieliśmy na wstępie, pp. Wojciech Nietyksza i Wiktor Chojnacki, którzy za rozwiązanie łączności radiotelefonicznej na potrzeby GOPR otrzymali III nagrodę w konkursie „Mistrz Techniki 1966”,
wykonali swą pracę jedynie w ramach małego, prywatnego warsztatu radiowego.
Pracowali sami, w oparciu jedynie o swoje własne siły, możliwości i umiejętności. Umiejętności bardzo duże, w tym także praktyczne, samodzielnie nabyte podczas wieloletniej działalności technicznej, między innymi poprzez rozpoczętą już w latach młodzieńczych praktykę radioamatorską i krótkofalarską. Naszym zdaniem, umiejętności te zostały jeszcze uzupelnione dodatkowym elementem – umiłowaniem gór. Bo między innymi chyba również urok naszych Tatr sprawił, że apel „Trybuny Ludu” nie pozostał bez echa i że znaleźli się w Polsce ludzie, którzy potrafili rozwiązać problem nowoczesnej łączności na potrzeby Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Za udostępnienie cennego materiału z rodzinnego archiwum, składam Pani Julii Kaczorowskiej serdeczne podziękowania – „Antenka”