NOWOROCZNE PRZEMYŚLENIA SENIORA GOPR
NOWOROCZNE PRZEMYŚLENIA SENIORA GOPR
Kończy się mój pierwszy rok na „emeryturze” goprowskiej, czyli formalnie w tzw. stanie pozasłużbowym, i z pewnością w rozpoczętym sezonie zimowym mam więcej czasu na przemyślenia i refleksje.
Inspiracją, i to jakże częstą, są doniesienia o akcjach moich młodszych Kolegów ze wszystkich Grup terenowych, którzy co rusz wyrywani są w teren, ostatnio głównie z powodu ludzkiej niefrasobliwości, bądź nieodpowiedzialności. Tak było i dawniej, ale z pewnością nie na taką skalę, jak dziś.
Szczególnie razi brak wyobraźni, a co za tym idzie nieodpowiedni ubiór i brak odpowiedniego wyposażenia osobistego.
Kiedyś można było to tłumaczyć niedostępnością takowego i barierą cenową przy zakupie za granicą. A dziś, kiedy w sklepach stacjonarnych i tych on-line można przebierać „do wyboru, do koloru” i to w przystępnych cenach – problem zakupowy praktycznie nie istnieje. Trudno też zrozumieć, dlaczego w dobie Internetu tak rzadko korzysta się z prognozy pogody i aktualnego stanu pokrywy śnieżnej przed wyruszeniem w góry. Kiedyś dostęp do takich informacji był znacznie bardziej ograniczony.
Ale martwi mnie inne zjawisko, które staje się jednym z synonimów czasu wzbogacenia się społeczeństwa. Określiłbym je krótko: „roszczeniowość”.
Czyli: jestem panisko, mam i płacę, bo mnie stać – toteż wszystko należy mi się.
Przekładając to na niektóre „sympatyczne spotkania” z ratowanymi, wcale nierzadko mamy przeświadczenie, że coraz częściej chce się nas wykorzystywać jako służbę bardziej transportową, niż stricte ratowniczą. Znamiennym tego przykładem były głośne już przypadki żądania pomocy na drodze jezdnej z Morskiego Oka na Palenicę. Bo ślisko, bo brak latarni, itp. argumenty. Były też liczne przypadki sprowadzania turystów, bo czuli się zmęczeni, bądź nie mieli latarek, a zrobiło się ciemno, bądź nie mieli odpowiedniego obuwia, lub jak ostatnio, gubili je w śniegu.
Coraz częściej ta roszczeniowość objawia się zwykłym chamstwem, a niekiedy agresją.
Zapewne każdy z nas miał na dyżurze z takimi przypadkami do czynienia. Ja kilkakrotnie, a ponadto; prowadząc od lat grupy narciarskie w Alpach, częstokroć spotykałem na trasach naszych rodaków „w stanie wskazującym”, przepychających się poza kolejką do wyciągów i wrzeszczących z nieodzownym użyciem co drugiego słowa na „k”. Opinię pod tym względem, szczególnie w Dolomitach, mamy fatalną. Dużo na temat zachowań mogliby też powiedzieć nasi Koledzy z WOPR strzegący bezpieczeństwa nad wodą.
Nie lepiej jest w górach wysokich, gdzie chcąc zaoszczędzić kasy, nasi rodacy łamią nagminnie przepisy bezpiecznych zachowań w terenie skalnym i lodowcowym, co kończy się nie raz tragicznie (vide śmierć Polki pod Mont Blanc). Niestety, dotyczy to w głównej mierze organizatorów takich eskapad, prowadzonych (tu także motyw finansowy) przez pseudoprzewodników bez wymaganych uprawnień.
Czy to znak naszych czasów, czy też może tradycyjne narzekanie starszego pokolenia?
Pytanie pewnie bez jednoznacznej odpowiedzi, ale mało pocieszająca refleksja pozostaje.