PAMIĘCI JELENIOGÓRSKICH HIMALAISTÓW Z WYPRAWY
NA SZCZYT ANNAPURNY POŁUDNIOWEJ – 7219 M, WIOSNĄ 1979 ROKU
1 maja 1979 r. Na himalajski szczyt Annapurna South ( Modi Peak), 7219 m, weszli dwaj uczestnicy pierwszej jeleniogórskiej wyprawy w Himalaje Centralne: Krzysztof Wielicki i Kazimierz Śmieszko. Inicjatorem oraz kierownikiem wyprawy był Jerzy Pietkiewicz, będący wtedy również prezesem Sudeckiego Klubu Wysokogórskiego.
Uczestnikami wyprawy było 12 członków SKW; Zbigniew Czyżewski, Bogdan Dejnarowicz, Roman Hryciów, Józef Koniak, Jerzy Pietkiewicz, Jerzy Pietrowicz, Julian Ryznar, Wiktor Szczypka, Kazimierz Śmieszko, Marian Tworek, Ryszard Włoszczowski i Jerzy Woźnica.
Z Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego wyprawę uzupełniali; Krzysztof Wielicki , Marian Piekutowski i Konstanty Bałuciński (lekarz wyprawy).
Czas poprzedzający wyjazd wyprawy w Himalaje obfitował niezliczona ilością problemów oraz trosk, jakie musieli pokonać uczestnicy. Załatwiano finanse z urzędów i instytucji, rzeczy i sprzęt niezbędny do działalności w górach. Otrzymano samochód ciężarowy ,,JELCZ ” na czas transportu sprzętu od sponsora ( już wtedy byli tacy) za poparciem komitetu honorowego. Wydany został folder, pocztówka ze zdjęciami uczestników i siedmio-tysięcznika oraz kolorowy proporczyk wyprawy.
I tak, 6 marca 1979 r. wyruszyła grupa samochodowa, a 17 marca do Bombaju wyleciała grupa samolotowa.
Po wielu dniach podróży, 15 kwietnia, wszyscy uczestnicy wyprawy byli w Annapurna Base Camp. Ci, którzy przybyli tu wcześniej , przygotowywali tu bazę oraz czynili wyjścia rekonesansowo – aklimatyzacyjne. Niestety podczas jednego z takich wyjść na wysokości ok. 6000 m na grani wschodniej Józef Koniak odpadł w trudnym żlebie i zmarł wskutek odniesionych obrażeń. Koledzy z zespołu (Piekutowski i Wielicki) nie byli w stanie mu pomóc. Mimo tragedii i straty kolegi wyprawa była kontynuowana. Wykorzystując miedzy innymi warunki pogodowe, 25 kwietnia ruszył z bazy zespół z zamiarem zaatakowania zachodniej ściany Annapurny Południowej. Praktycznie na ścianę weszło trzech wspinaczy; Zbigniew Czyżewski, Kazimierz Śmieszko i Krzysztof Wielicki. Mimo problemów z pogodą wspinali się bardzo sprawnie.
Na wierzchołku Annapurny South, 7219 m o godz. 14:15, 1 maja stanęli Wielicki i Śmieszko.
Trzeba podkreślić, że ten trójkowy zespół pokonał w ogromnie trudnych warunkach rzeźbę skalno – lodową góry wysokości 3000 m w skali IV i V systemem alpejskim. Pokonana droga należy do największych polskich osiągnięć w najwyższych górach świata. Czyżewski nie stanął na wierzchołku , gdyż nie pozwoliła mu na to choroba wysokościowa. Jednakże zespół ostrożnie i bezpiecznie opuścił ścianę i 3 maja był w bazie wyprawy.
W tym samym czasie wyruszyli w rejon północnej ściany Pietkiewicz i Ryznar.
Przewidywany powrót do bazy miał nastąpić 13 maja. Mimo tego terminu, już wcześniej na poszukiwania zespołu Pietkiewicza wyruszyli ; Woźnica, Śmieszko, Włoszczowski, ale bez żadnego rezultatu.
Po kolegach pozostał jedynie namiot z kilkoma przedmiotami. Podobno Japończycy widzieli ich na wysokości ok. 6000 m, ale była to wiadomość niepotwierdzona.
Na powrót do Katmandu zdecydowano się 19 maja. W tych warunkach i okolicznościach nie było nadziei na uratowanie zaginionych. Sukces sportowy , będący zasługą zespołu szturmowego przysłoniły tragiczne wypadki. W Himalajach stracili życie trzej wspaniali koledzy.
Wiele pytań nękało nas wtedy i może jeszcze nie daje spokoju dzisiaj, dlaczego doszło do tragedii i czy można było jej uniknąć.
Dużo złej atmosfery wprowadziły artykuły prasowe, w których nieobiektywnie doszukiwano się sensacji. Komisja Polskiego Związku Alpinizmu zajęła się badaniem przebiegu wypadków wyprawy.
Chyba jedyny pozytywny artykuł pióra dr Jerzego Kolankowskiego ukazał się przed laty w ,”Nowinach Jeleniogórskich'” ;
,, Czy jeleniogórska wyprawa zawiodła ? Stanowczo nie ! Alpinizm jest rodzajem wojny z górami, z ich przyrodą. Szlachetna to walka , która rodzi się z miłości , a nie z nienawiści , której nagrodą jest wewnętrzna satysfakcja, a nie wymierna korzyść. John Hunt, kierownik wyprawy na Everest z 1953 roku otrzymał jako dowód uznania za przeprowadzoną i uwieńczoną sukcesem akcję stopień generała (był pułkownikiem) i tytuł szlachecki z rąk królowej. Nasza Wanda Rutkiewicz za zatknięcie biało – czerwonego proporca na szczycie Ziemi otrzymała od władz wysokie odznaczenia państwowe. Co otrzymają za swoją działalność Józef Koniak, Jerzy Pietkiewicz i Julek Ryznar ?
Nie ma w alpiniźmie pośmiertnych odznaczeń za waleczność. Wyprawa, której duszą i animatorem był Jurek Pietkiewicz, odniosła sukces, zrealizowała niezwykle trudne zadanie. Na kartach himalaizmu światowego odnotowano zostało nowe zwycięstwo. Tych, którzy zginęli – żegnamy w milczeniu i z odsłoniętymi głowami ”.
Jak wiemy, w kolejnych sezonach wspinaczkowych wielu uczestników wyprawy na Annapurnę nadal obcowało z górami, odnosząc światowe sukcesy, jak choćby Krzysztof Wielicki, późniejszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników. Koronę Himalajów zdobył efektownie i to z klasą doskonałą , cechującą wybitnych ludzi górskich pasji i akcji. Po kilku latach odeszli na zawsze nasi koledzy, Jerzy Woźnica i Jerzy Pietrowicz. Należy również wspomnieć o powstałych podczas wyprawy wspaniałych fotografiach wykonanych przez Romana Hryciowa. Przedstawione były wielokrotnie na wystawach i konkursach.
Pamiętam jak każdego dnia, kiedy trwała wyprawa, słuchaliśmy Radia Wolna Europa i z tej stacji dowiedzieliśmy się o sukcesie naszych kolegów na Annapurnie.
Po powrocie do kraju Kazik Śmieszko pokazał mi dwa telegramy z gratulacjami, jeden z PZA, drugi ode mnie i siostry z Przesieki.
Cieszył się ze zwycięstwa a jednocześnie żal mu było górskich przyjaciół. Zachowałem kartki i list od Kazika, oraz jedyną kartkę od Jurka ,,Piećki” , w której pisał z bazy przed wyjściem na ostatnią wspinaczkę -,, mimo straty coś wywalczymy ”. Był wspaniałym człowiekiem, nie tylko szkolnym nauczycielem, ale normalnym przyjacielem, wzorem dla młodych. Żegnaliśmy odjeżdżających na wyprawę spora grupą klubowiczów i sympatyków.
Trzy miesiące później, powracających witało niewielu.
Dużo osób pomagało w różnej formie w organizacji wyprawy. Bez ich zapału i nierzadko oddania nie byłoby właściwych efektów. Chcę przypomnieć sylwetkę pani Czesławy Sawicz, która troskliwie pomagała i przeżywała całe wyprawowe przedsięwzięcie. Życzliwa, pogodnego charakteru, potrafiła zaradzić problemom. Zawsze koleżeńska i nawet opiekuńcza, jak matka. Czy można nie pamiętać o Niej ?
W Kotle Łomniczki w Karkonoszach na symbolicznym cmentarzu, wśród innych jest także tablica pamiątkowa poświęcona kolegom pozostałym w Himalajach na zboczach Annapurny Południowej, ponad ćwierć wieku temu.
Autor: Mariusz Czerski
Pierwsza publikacja artykułu:
,,Karkonosze” Nr 3/2004
Aktualizacja: 1 marca 2019