PIOTREK MALINOWSKI – 25 ROCZNICA ŚMIERCI
Piotrka zobaczyłem po raz pierwszy na Świnicy w czasie wyprawy po zwłoki turysty, którego zabił piorun. Piotrek był raczkującym taternikiem, my początkującymi ratownikami – kurs II stopnia Hala Gąsienicowa, druga połowa lat 60-tych.
Potem nasza znajomość pogłębiała się w czasie pracy w GOPR, aby przejść w układy kontrowersyjne; oderwanie się od GOPR-u, czy nieracjonalne decyzje jakie podejmował w czasie karawany pod K-2. Wszelkie dyskusje z Piotrkiem były dosyć trudne.
Piotrek był z tych charakternych; bardzo sprawny fizycznie, „uparty do bólu”, zafascynowany górami, wspinaczką i sprzętem, szczególnie wszelkimi nowinkami wspinaczkowymi. A przy tym pełen humoru i miłośnik kawy.
O Piotrku można długo: zrobił wiele dla TOPR-u. Został zapamiętany w memoriale Jego imienia w postaci zawodów skiturowych.
W mojej pamięci pozostał z uśmiechem jaki wywołał po spotkaniu z ambasadorem w Nepalu. Nasza ambasada udostępniła wyprawom – Manaslu i Mt Everest ogród, gdzie robiliśmy tzw. przepak. Tak jakoś się złożyło, że byliśmy we dwóch. Piotrek opowiadał góralskie wesołości, parzył fantastyczną kawę w specjalnym miedzianym naczyniu, podgryzaliśmy co nieco. Z Piotrkiem, ta niezbyt sympatyczna czynność jakoś szybciej schodziła.
W pewnym momencie podszedł do nas elegancko ubrany pan ambasador. Paląc miejscowego śmierdziucha podszedł do zanurzonego w bębnie Piotrka. Czując zapach śmierdziucha Piotrek wynurzył się z bębna z tym swoim znanym ze zdjęć uśmiechem.
Po wymianie kilku uprzejmości, pan ambasador zadał Piotrkowi pytanie.
„I, co panie Malinowski. Nie chciałby pan zostać ambasadorem?
Coś pan! Patrz pan jak głupio wyglądam teraz. A jak bardzo głupio będę wyglądał jak zostanę AAMMBBASADOREM.”
Moje zanurzenie w bęben było równe szybkości zanurzenia łodzi podwodnej, ryknąłem. Kiedy wyjrzałem, pan ambasador oddalał się wolnym krokiem ciągnąc za sobą zapach śmierdziela. Przede mną stał Piotrek z rozłożonymi rękami, z konserwą, i tym swoim optymistycznym uśmiechem.
Takim Go zapamiętałem.