PROBLEMY Z NAZEWNICTWEM
PROBLEMY Z NAZEWNICTWEM
Ciekawie napisany przez Ryszarda Jędreckiego artykuł, zaowocował pytaniami. Bardzo nas to cieszy, bo oznacza że jesteśmy czytani. Dzisiaj – to wielka rzecz. A co najważniejsze, czytani ze zrozumieniem.
Ale do rzeczy. Pytanie dotyczyło Grammingera. Myślę, że przy okazji warto wyjaśnić jeszcze inne wątpliwości dotyczące nazewnictwa powszechnie używanego, a związanego z ratownictwem górskim, i nie tylko.
Zacznijmy więc od Grammingera. Archaiczny dzisiaj zestaw przyrządów, do ratowania przede wszystkim wspinaczy w górach, składa się ze specjalnych szelek skonstruowanych właśnie przez Ludwiga Grammingera, stumetrowych linek stalowych na specjalnych bębnach, oraz drewnianego bloku hamulcowego. Do zestawu dochodziła jeszcze winda i kilka dodatkowych pomniejszych przyrządów koniecznych do prawidłowego działania zestawu. Ludwik Gramminger skonstruował owe słynne szelki, jeszcze przed drugą wojną światową, jako żołnierz oddziałów górskich Wehrmachtu.
Do Polski, zestaw trafił w latach 60, jako tzw. „zestaw alpejski”. Przyjęła się jednak nazwa potoczna – Gramminger lub zestaw Grammingera. Takiej właśnie nazwy użył Ryszard.
Na owe czasy zestaw ten był rewelacją.
Wymagał jednak sporych umiejętności posługiwania się nim i niezłej kondycji fizycznej, np. nosiłki z bębnami linowymi ważyły 30 kg. Użycie zestawu wymagało dużej ilości ratowników, szczególnie w terenie ekstremalnie eksponowanym. Dla ciekawości: najdłuższy zjazd – 500 metrowy, zanotowano w Tatrach.
Dyskusyjne są również inne nazwania. Np. „alpinizm przemysłowy”. Należy tu wyjaśnić, że większość technik stosowanych dzisiaj powszechnie w ratownictwie górskim i wysokościowym, oraz pracach na wysokości, wzięła się od speleologów. To jaskiniowcom tym razem zawdzięczamy dynamiczny rozwój metod działania i rozwój oprzyrządowania. Swoje zrobił też nieprawdopodobny postęp techniczny, materiałowy, pomysłowość konstruktorów. Wszystko to pozwala dzisiaj na stosowanie technik linowych w najtrudniejszych przedsięwzięciach górskich i przemysłowych.
Zatem, czy alpinizm przemysłowy jest nazwą właściwą?
Bo dlaczego działalność ta nie może się nazywać – taternictwem przemysłowym , a jeszcze lepiej – himalaizmem przemysłowym? Zostawmy więc te nazwy górom.
Dzisiaj, w świecie technik linowych, czy jak niektórzy mówią z angielskiego – dostępu linowego, powszechnie dostępnego, panuje niebywały chaos, nad którym nikt tak naprawdę nie panuje. Zarówno w szkoleniu, jak i nadawaniu uprawnień. Pojawili się różnej maści instruktorzy, do tego dochodzą najdziwniejsze kursy i programy, np. kurs „pierwszego kroku” -16 godzinny. Prawda, rozwinęła się wspinaczka –”ściankowa”, a sport ten został zaliczony do sportów olimpijskich. Ludzie, w wielu wypadkach, w swoim bardzo pozytywnym i dynamicznym działaniu zapominają o tradycyjnym nazewnictwie. Stosowana od lat lonża została przemianowana na lążyk, ląż, a sympatyczni marynarze z „Daru Młodzieży” nazywają ją – „wąsami”. Tradycyjnie nazywany karabinek – dzisiaj u wielu jest karabińczykiem albo zwornikiem. Czy kiedyś, nazewnictwo związane z działalnością ludzi w tej niezwykle dynamiczne rozwijającej się działalności człowieka zostanie uregulowane, czas pokaże.