„Przeżyłem więc wiem”
„Przeżyłem więc wiem”
Rzadko się zdarza, żeby Stwórca, chyba był po lampce dobrego wina, bo w przypływie dobrego humoru tworząc DZIEŁO o nazwie Szafirski, dał komuś wszystko co może budzić i budziło zazdrość tych gorzej obdarowanych. Bo Dobry Stwórca dał Szafirskiemu; urodę, temperament, inteligencję, zdrowie i nieprawdopodobny zmysł organizacyjny. A to wszystko zaprowadziło Ryśka w góry.
Po raz ostatni widzieliśmy się z Autorem w stanie wojennym w Zakopanem. Piliśmy wtedy dosyć ostro jakąś nalewkę, którą Rysiek przynosił z balkonu i był jej producentem. Na spotkaniu tym był też ksiądz Kardasz z Torunia, też ratownik, i też pił. Szczegółów spotkania nie pamiętam bo nalewki było dużo.
W moim posiadaniu są chyba wszystkie możliwe wydania książek o Wyprawach. W większości z nich, a szczególnie tych z lat 70-tych, jest o Szafirskim. Bo przecie swoim dynamicznym zaangażowaniem tworzył historię polskiego wspinactwa. Większość tych książek jest po prostu nudna; organizowali, pojechali, zmarzli, weszli albo nie, przyjechali nie wszyscy. Pisane były „na gorąco”, pod czujnym okiem Cenzora PRL-u. Nie o wszystkim można było pisać.
To co przyniósł listonosz zaskoczyło mnie przede wszystkim; znakomitą szatą graficzną, przyjaźnie, dla czytelnika nawet starszego, rozłożonym drukiem. Wszystko to poparte zdjęciami. Ale, jakimi!! A teraz to najważniejsze:
Książka – „Przeżyłem więc wiem”
Ta książka zaskakuje, bo opowiada o rzeczach wielkich, zdobywaniu ośmiotysięczników, budowie Stacji arktycznej, górskiej peregrynacji na wszystkich kontynentach bez zadęcia typu; „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Czytając, miałem wrażenie, że Rysiaczek nie zdaje sobie sprawy jak wiele dokonał. Opowiada z dystansem do siebie, z ogromnym poczuciem humoru; „otworzyłem oczy bardziej niż pozwala na to anatomia”. W innym miejscu, „irytował mnie ten brak wdzięczności; goście zjedli, wypili i mimo to narzekali”.
To koniecznie trzeba przeczytać, ba, to trzeba mieć! Bo jest to też dokument pokolenia, które w ekstremalnych warunkach życia społecznego dokonywało wysiłków przy których zdobywanie ośmiotysięczników było przysłowiową „pestką”. Spotykaliśmy się z Autorem na różnych zebraniach i uroczystościach GOPR-owskich, zawsze przyciągał i zawsze wokół niego było pełno.
A o łamaniu serc niewieścich krążyły legendy.
Kiedyś, w czasie wyprawy na Mount Everest, Andrzej Zawada wysłał mnie z naszym Serdarem po jajka do Namche Bazar. Serdar był też na wyprawie zimowej.
Tu mieszka „kobieta Ryszarda” – pokazał jakiś dom.
Dobrze, że wyjechał bo zostalibyśmy bez kobiet – dodał.
Nie zdążyłem się przyjrzeć, bo tempo jakie narzucił Serdar przytłaczało.
Spieszyło mu się – do czangu i kobiet, jak się potem okazało.
Opowiadania Szafirskiego „spisała i opracowała” Klaudia Tasz – zrobiła to znakomicie.
Myślę, że wartość książki podnoszą dwie przedmowy; utytułowanych ludzi, pierwszy był Prezesem PZA i za Jego rządów Polacy mają największe osiągnięcia w Himalajach, drugi był wtedy lekarzem, który umiał nie tylko leczyć, ale też umiejętnie organizować życie ludziom w trudnych warunkach.
A zresztą, najlepiej przeczytajcie sami. Naprawdę warto!
Marian Sajnog