RATOWALIŚMY KOLEGĘ ZIMĄ W 1976 ROKU

Foto Autorstwa Pudelek - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org

RATOWALIŚMY KOLEGĘ ZIMĄ W 1976 ROKU

Wspominam sobie po latach…
Odwiedzam czasem Stanisława Andrzeja Jawora, starszego kolegę ratownika. Opowiadamy i wspominamy historyjki sprzed wielu lat. Wspominamy również kolegów z gór. Kolegów, których już nie ma wśród nas.

Teraz przedstawię historię, jaka wydarzyła się w Karkonoszach w Małym Śnieżnym Kotle zimą 9 lutego, w poniedziałek, 1976 roku.
Przebywaliśmy w chatce „Pod Śmielcem” z kolegami z Sudeckiego Klubu Wysokogórskiego.

Śnieżne Kotły były wtedy doskonałym miejscem do wspinaczek latem i zimą.Wspinających się w tym terenie nie brakowało, a dla wielu było to miejsce do treningu przed wyjazdem w góry wysokie oraz najwyższe.

Tej zimy warunki do wspinaczek były dobre. Ilość śniegu zalepiała skalne ściany i żleby.
Przed wieczorem, w niedzielę, schron opuścili koledzy, a ja i Andrzej zostaliśmy do poniedziałku bo utrzymywała się dobra pogoda. Rano chatkowy termometr pokazywał -8 stopni mrozu. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Dużego Śnieżnego Kotła. Śnieg był zmrożony i twardy, więc związani liną wspinaliśmy się żlebami w rakach i z czekanami. W sumie przeszliśmy trzy żleby, a schodząc asekurowaliśmy się liną. Było bezpiecznie.

Postanowiliśmy, że na koniec treningu zejdziemy Grzędą oddzielającą dwa kotły, żeby popatrzeć na widoki. W sumie była to nietrudna droga zejściowa. Krawędzie w obu kotłach Śnieżnych oblepione były śnieżnymi nawisami. Zejście rozpoczęliśmy około godziny 12,00. Schodziliśmy w rakach. Szedłem pierwszy, a Andrzej w pewnej odległości za mną. Nie słyszeliśmy się gdyż wiał wiatr. Kiedy byłem w połowie zejścia obejrzałem się, ale Andrzeja nie było.

Rozglądając się dookoła dostrzegłem obsuwającego się Andrzeja, już na dnie Małego Kotła. Wzmagający się wiatr zagłuszał moje okrzyki i nawoływania.

Zdecydowałem się zejść do kolegi przez „Przełączkę’” . Miałem w plecaku apteczkę z opatrunkami. Musiałem wiedzieć i pomóc. Schodząc żlebem zauważyłem ślady upadku.

Kiedy już byłem przy koledze, rozpocząłem bandażowanie ran. Andrzej był porządnie poobijany i miał złamaną nogę. Jego świadomość była kiepska. Rozłożyłem plecaki i linę, izolując go od śniegu. Poprawiłem, na ile to było możliwe, poszarpaną odzież.

Ruszyłem z powrotem w górę żlebem „Schowanym” do Przekaźnika radiowego nad Śnieżnymi Kotłami gdzie był telefon. Tam pracował Zdzisiek Szczęsny, kolega ratownik. Ratownik dyżurny w stacji centralnej GOPR w Jeleniej Górze zapisał powiadomienie o godzinie 13:50. Powiedziałem co się stało, a następnie ze Zdziśkiem wzięliśmy linę i izolację z urządzeń radiowych. Rozpoczęliśmy schodzenie na dół Małego Kotła asekurując się liną.

Po dotarciu do rannego ponownie go izolujemy od śniegu i wiatru, poprawiamy opatrunki oraz okrywamy naszymi kurtkami. Dochodzi godzina 15:20. Stan rannego jest kiepski, próbuje w szoku wstawać, to traci kontakt a my czekamy na kolegów z transportem.
O godz 15:45 docierają ze schroniska ,,Pod Łabskim Szczytem’’ koledzy ratownicy Rysiek Sałęga i Józek Kobec z toboganem, apteczką i gorącą herbatą. Rysiek „Gazda” decyduje i wybiera drogę transportu przez „Gawry’” na skróty do Michałowic. Takie ustalenia podaje krótkofalówką „Klimek” do stacji centralnej GOPR w Jeleniej Górze.

Ciągnąc tobogan z poszkodowanym zapadaliśmy się głębokim śniegu do pasa, ale szybko jak na takie warunki doszliśmy do drogi zwanej „Trzecią Sudecką”, gdzie czekali na nas koledzy ratownicy; M. Gołubkow, S.Woźny i A. Juszczyk z Uazem. Była godzina 16:20.
Koledzy idący na pomoc ze schroniska na Hali Szrenickiej zostali zawróceni. Podobnie żołnierze WOP-u z majorem Skoczylasem, zawrócili z akcji.
O godzinie 16:55 przekazaliśmy rannego Andrzeja lekarzom szpitala w Jeleniej Górze.

Po tym wydarzeniu rozprawialiśmy często: jak to się stało, że kolega uległ wypadkowi ? On sam nie pamięta tego momentu. Najważniejsze jest to, że przeżył prawie 180 metrowy upadek.
Po długiej hospitalizacji i rekonwalescencji Andrzej wydobrzał, chociaż niektórzy lekarze mówili, że to nie będzie takie proste. Minął jakiś czas i Andrzej znów niejednokrotnie bywał w górach.

Avatar photo
O Mariusz Czerski 36 artykułów
Ratownik Grupy Karkonoskiej GOPR