TADEUSZ GĄSIENICA-GIEWONT
W roku 1974, czyli blisko 40 lat temu, w numerze 251 „Życia Warszawy” ukazał się przeprowadzony przez Michała Jagiełło (Naczelnika Grupy Tatrzańskiej GOPR w latach 1972–1974) wywiad z jednym z najbardziej charyzmatycznych ratowników starszego pokolenia, Tadeuszem Gąsienicą-Giewontem.
Skwapliwie wycięłam wtedy ten wywiad z gazety i…dobrze schowałam. Na tyle dobrze, że wycinek z gazety przetrwał moje przeprowadzki, ze zmianą kraju zamieszkania włącznie.
Dziś, po tak wielu latach, spomiędzy stronic „Sygnałów z Gór” wypadł ten wycinek. Pomyślałam, że dobrze byłoby przedstawić postać Tadeusza Gąsienicy-Giewonta młodemu pokoleniu ratowników, a zwłaszcza Tym Koleżankom i Kolegom którzy nie działają na Podhalu. Tu bowiem Tadeusz Gąsienica-Giewont jest znany po dziś dzień i pamięć o nim, mam nadzieję, nie zaginie. Zaliczam się do grona szczęśliwców, którzy mieli okazję pracować z panem Tadeuszem. Nie trwało to długo, niestety, ale nigdy nie zapomnę tego uroczego i wspaniałego Człowieka.
A oto treść wspomnianego wyżej wywiadu, noszącego tytuł:
„Z Giewontem nie tylko o Giewoncie”
Tadeusz Gąsienica-Giewont, ratownik i przewodnik.
Byłem jednym z pierwszych ratowników zawodowych. To były ciężkle lata.
Mogę więc powiedzieć, że byłem obecny przy narodzinach GOPR-u. Na moich oczach zmieniało się ratownictwo.
Nigdy jednak nie opuszczał nas humor i nikt przychodząc do pracy nie pytał: za ile?
dziecka, za uciułane pieniądze kupiłem sobie skrzypce zrobione przez uczniów zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego i sam się nauczyłem grać. Jeździłem przez dłuższy czas z występami czy to z zespołem Heli Rojówny czy Marysi Curuśki.
Denerwuje mnie to co dzieje się z budownictwem, ze strojem, pamiątkarstwem.
Rozumiem, że nie każdego stać na stylowy dom drewniany, niech to będzie z pustaków, ale nie o płaskim dachu bo to nie ma nic wspólnego z naszą tradycyjną ciesiołką.
Zdaję sobie sprawę, że musi się zmieniać ubiór, że staje się on coraz bardziej paradny, parzenice się powiększają, mój dziadek miał portki gdzie parzenice były ledwo naznaczone, a teraz z tych pięknych góralskich portek zrobiono parodię, ot takie bryczesy zahaftowane od pasa aż do kolan.
Wszystko się zmienia i to jest naturalne, byle tylko nie przeradzało się w całkowite zwyrodnienie. Nigdy zresztą nie było tu jednolitości. Na przykład
staroświecki taniec cechowała powaga, godność nawet, ale juhasi zawsze wyżywali się w tańcu szybkim. I właśnie dzisiaj zespoły poszły w tym drugim kierunku. Młodzi chłopcy szaleją na scenie i nie potępiam ich za to bo zapewne tak samo przed stu laty tańczył juhas na hali.
No nic, nie dzielmy włosa na czworo. Uważam, że świetną gwarą, staroświecką – to trzeba dodać, pisał Tetmajer a nowszą Malicki.
Dobry był również Jaś Pawlikowski. Na temat żyjących nie chcę się wypowiadać: wymienię jednego, to dziesięciu pominiętych obrazi się na mnie a ja chcę w zgodzie żyć.
Grałem w paru filmach udanych i nie udanych, różnie towychodziło potem reżyserom. Nie zapomnę współpracy z Andrzejem Munkiem przy „Błękitnym Krzyżu”. To był świetny człowiek, czuł góry.
Mało kto o tym wie, że Munk w czasie okupacji ukrywał się w Tatrach pracując pod zmienionym nazwiskiem jako palacz w stacji kolejki w Kuźnicach.
Z Kasprowego wyszusował prosto do Kotła.
To był gość!
Tadeusz Gąsienica-Giewont, urodzony w Zakopanem 29 maja 1915 r., zmarł 2 kwietnia 1999 r. Jego grób znajduje się na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku.