TAKIE TAM REFLEKSJE ŚWIEŻO UPIECZONEGO SENIORA GOPR
TAKIE TAM REFLEKSJE ŚWIEŻO UPIECZONEGO SENIORA GOPR
Upalny środek ubiegłego lata, mile zapowiadające się spotkanie ratowników-seniorów z zaprzyjaźnionych sąsiednich grup terenowych. I okolicznościowe wystąpienie Prezesa, zdawałoby się z ciepłym słowem do starszych kolegów po fachu na uroczystej kolacji.
Tymczasem…..zaczyna się kilkunastominutowa połajanka seniorów, którzy – zdaniem Prezesa, jak to wyraził się – „niszczą młodych ratowników”.
Wśród nas, bądź co bądź zaproszonych gości, delikatnie mówiąc – konsternacja. Jako gościom nie wypada nam wyjść, choć mamy na to przemożną ochotę. Więc słuchając tych bredni mogę sobie tylko pomyśleć, cytując klasyka:
„ Co ty k…….wiesz o ratownictwie, jego tradycjach i ludziach, którzy poświęcili temu dorosłe życie?”.
Początek tego roku zbiegł się u mnie z ważną, lecz nieodzowną decyzją przejścia w tzw. stan pozasłużbowy po 47 latach ochotniczej służby w GOPR, stąd pewnie ten refleksyjny nastrój i chęć komentarza na temat statusu ratowników seniorów.
Ale o tym na koniec, bowiem jak bumerang wraca wspomnienie początku mojej przygody z GOPR.
Jest wiosna 1971 roku. Po zaliczeniu stażu kandydackiego jestem delegowany na kurs I stopnia w schronisku na Markowych Szczawinach pod Babią Górą. Kurs organizuje Grupa Beskidzka, kierownikiem kursu jest kryniczanin, Maciek Klimczak, z którym zresztą mam sympatyczny kontakt do dzisiaj, a instruktorami m.in. szczyrkowskie „legendy ratownictwa” Kuba Łaciak i Karol Laszczak. Ci ostatni, już pierwszego dnia dają nam wycisk. Najpierw transport na plecach połówek akii w stromym terenie i głębokim śniegu, potem Kuba zaznacza pomiędzy drzewami efektowny ślad i jazda parami cały dzień z akią (tak, tak w terenie, a nie na ratrakowanym stoku). Tydzień, „urozmaicony” całonocną akcją na stromych i oblodzonych północnych stokach Babiej Góry, mija bardzo szybko i część praktyczna kursu jest zaliczona.
Egzamin teoretyczny przewidziany na sobotę, a ja mam poważny problem, bowiem w tym samym dniu rozpoczyna się w Zakopanem 2-dniowy państwowy egzamin na przewodnika tatrzańskiego, mający zwieńczyć moje 3-letnie szkolenie wymarzoną blachą przewodnicką.
Chcąc wziąć w nim udział muszę stawić się w tym dniu w Zakopanem na Łukaszówkach o godz. 7-ej rano.
Udaję się więc z prośbą do szanownej komisji o przeegzaminowanie mnie w piątkowy wieczór, ale okoliczności mało mi sprzyjają. Ponieważ niektórzy koledzy muszą nazajutrz po egzaminie wrócić do domu, starosta kursu ustalił z naszymi wykładowcami, że tradycyjna uroczystość pożegnalna (bynajmniej nie przy herbatce) odbędzie się właśnie w piątek wieczorem. Kto by chciał w takich okolicznościach urządzać extra egzamin dla jednego kursanta?
A jednak! Nie wiem do dziś , co przekonało komisję, a raczej kto. Przypuszczam, że pomógł mi krynicki krajan Maciek, który wówczas był znaczącą postacią w GOPR. Tak więc po pomyślnym zaliczeniu egzaminu, o godz. 2 w nocy ruszyłem Górnym Płajem na Krowiarki, a potem do Zubrzycy Górnej na pierwszy autobus do Zakopanego. Tam, budząc niemałe zdziwienie Komisji Egzaminacyjnej pod przewodnictwem nieodżałowanego doktora Witolda Paryskiego, w pełnym rynsztunku narciarskim stawiłem się na kolejny górski egzamin, który również zakończyłem pomyślnie.
Teraz, po 47 latach dyżurów, szkoleń, spotkań, wypraw, posiadów, narzekań Najbliższych, że ciągle mnie nie ma w domu – nadszedł nieunikniony czas refleksji.
Po pierwsze, zastanawiam się, dlaczego w naszej szacownej Organizacji nie ma wyrażnie uregulowanego statusu ratownika seniora? O ile przepisy regulują wiek przejścia na emeryturę ratowników zawodowych (niestety mocno niesprawiedliwy w porównaniu do tzw. służb mundurowych), to właściwie nie ma określonego wieku, do którego dyżury może pełnić ratownik ochotnik. Decyduje tylko zaliczenie testu Coopera, unifikacja KPP i zaświadczenie o stanie zdrowia. Nie chciałbym nikogo ze starszych, jeszcze czynnych Kolegów urazić (w tym siebie, bo dociągnąłem jako ratownik czynny do 70-tki) , ale mimo tego, że wszyscy czujemy się chojrakami, to nie da się ukryć że PESEL działa u każdego. Oczywiście u jednych mniej, u drugich więcej, ale przyznajmy z ręką na sercu, że 60 latek+ jako ratownik, to obustronne ryzyko: dla ratowanego i ratującego. Nie mówiąc już o odbiorze otoczenia w miejscu ratowania.
Ale z drugiej strony, to ratownik doświadczony, z wieloletnią praktyką, a tu młodych kadr za bardzo nie przybywa. Jak to zatem pogodzić?
Na Słowacji w HS, po ukończeniu 60 lat nie można już pełnić dyżurów, ale można spełniać się działając w klubach seniora, które tam bardzo dobrze są zorganizowane i corocznie urządzają ogólnokrajowe spotkania na przemian w każdej grupie terenowej.
Ratownicy seniorzy cieszą się tam dużym szacunkiem wśród młodzieży ratowniczej, z którą dobrze są zintegrowani.
A u nas? Różnie to bywa (vide początek mojej opowieści). A przecież można by inaczej. Wystarczy formalnie określić wiek uprawniający do pełnienia czynnych dyżurów ratowniczych (akcje, dyżury terenowe) np. do 60 lat, a po ukończeniu tego wieku wykorzystać chętnych seniorów do dyżurów stacjonarnych w Centrali (dziennych i nocnych, z których obsadą jest często problem). Wtedy można by wymagać tylko zaświadczenia lekarskiego, takiego jak dla pracy biurowej i znieść wymóg testu Coopera i KPP. W niektórych grupach seniorzy pełnią takie dyżury, ale spełnienie w/w wymogów jest wg obecnych przepisów obligatoryjne. Można by też wykorzystać doświadczenie seniorów przy szkoleniach stacjonarnych, pogadankach, wykładach, a przede wszystkim zintegrować kluby seniora działające w grupach terenowych.
Pomysłów jest dużo, wystarczy tylko dobra wola osób decyzyjnych.
Integrację pokoleń poprawiłaby zmiana dotycząca członków wprowadzających. A mianowicie; wprowadzenie nie kończyłoby się na podpisie starszego kolegi na podaniu kandydata, i dalej „umywam ręce od tematu”, tylko winien być obowiązek opieki osoby rekomendującej nad kandydatem w całym okresie stażu. Także pewien stopień odpowiedzialności za prawidłowe poprowadzenie kandydata, aż do chwili ślubowania.
Dlaczego jest to tak ważne, by nas seniorów „zagospodarować”? Odpowiedź jest prosta: po wielu latach służby w Organizacji do której wstępowaliśmy z dumą, a obowiązki wykonywaliśmy z pasją, chcemy dalej czuć się potrzebni.
Niestety, nie wszystkim za młodu przychodzi to zrozumieć, ale by dojrzeć do tego, trzeba dożyć tego wieku, najlepiej w zdrowiu, czego serdecznie życzę moim młodszym Kolegom ratownikom.
Ryszard Nowak
Ratownik-senior Grupy Krynickiej GOPR