TRAGEDIA NA MONT BLANC – POLEMIKA
TRAGEDIA NA MONT BLANC – POLEMIKA
Do napisania tego tekstu jestem zobowiązany z racji piastowanej przez mnie w naszym wydawnictwie fukcji, ale również powodowany koleżeństwem i sympatią jaką darzę Krzysztofa Tęczę. Zamieszczony przez nas artykuł jego autorstwa wzniecił nie tylko dyskusję, która jest normalną reakcją Czytelników, ale też falę „hejtu” – jak się dzisiaj mówi. „Hejtu”, który dla człowieka w moim wieku jest trudny do zrozumienia. Może mój stetryczały mózg, przy tym dziurawy jak przysłowiowy ser szwajcarski, przestał rozumieć dzisiejsze czasy.
„Czas się pakować ” – mawiał w takich sytuacjach pewien gazda. Ale zanim się spakuję, chciałbym moją opinię przedstawić. Nie zamierzam ani omawiać skierowanych pod naszym adresem poniżających komentarzy typu „onanista” i innych podobnych, ani też komentować nadmiernego używania – robiącego w Polsce zawrotną karierę – słowa ŻENADA.
Przejdę nad tym do porządku dziennego stwierdzeniem: takie czasy.
Portal nasz zajmuje się tematem ratownictwa od wielu lat. W bardzo szerokim zakresie przeogromnej wiedzy związanej z ratownictwem górskim, zajęliśmy się przede wszystkim jej częścią historyczną i – wyrywkowo – profilaktyczną, opisując niektóre wypadki w górach. Bez wyciągania wniosków, pozostawiając je naszym Czytelnikom.
Tak było w przypadku artykułu Krzysztofa Tęczy.
Opisał w nim swoje przeboje z górami, oraz wypadek który się zdarzył za jego plecami. Opis suchy, bez komentarza. Opisał tak jak umiał, i jak to czuł. To, zdaniem niektórych, było winą Krzysztofa. Winą redakcji jest, że artykuł zamieściła. „Oklepano” nas ze wszystkich stron. Opinie były negatywne, ale też i pozytywne. Tych ostatnich było zdecydowanie więcej. Nie będę zatem wracał do zarzutów i pretensji, bo są znane.
Wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób poczuli się opublikowanym artykułem dotknięci zapewniam, że nie było to naszą intencją i przepraszam: w imieniu własnym i redakcji.
Artykuł Krzysztofa ma też inne, moim zdaniem, przesłanie. Zwraca przede wszystkim uwagę na bardzo poważny problem, co też w swojej znakomitej polemice podkreślił Ludwik Wilczyński:
braku regulacji prawnych związanych z działalnością górską oraz odpowiedzialnością firm i osób, które korzystając z istniejącego bałaganu prawnego uzyskują spore gratyfikacje.
Nie pierwszy to przypadek, a ofiar tego typu działalności jest sporo. Od lat zwracamy uwagę włodarzom na kluczowe, wymagające uregulowań problemy; ubezpieczenia, nadawanie uprawnień, itp.
Z zaistniałych zdarzeń w górach, poza pyskówkami, nikt nie wyciąga wniosków. Tak jest zresztą od lat. Od momentu kiedy zacząłem moją pracę przewodnicko-ratowniczą, czyli od lat ponad pięćdziesięciu.
Zatem, czy ta nasza „dyskusja” coś zmieni? Pewnie nic. Pisanie na ten temat będzie przez jednych rozumiane jako promowanie, dla innych stanie się ostrzeżeniem przed takimi firmami. A to już sprawa tylko i wyłącznie świadomości, i kinderstuby.