ZBIGNIEW JABŁOŃSKI
Kiedy we wrześniu b.r. ponownie odwiedziłam Zakopane, jedną z pierwszych wiadomości które usłyszałam była ta: ”Zbyszek Jabłoński nie żyje. Pochowaliśmy Go 2 tygodnie temu”…
Postać tego Kolegi pozostanie nam Wszystkim w pamięci może szczególnie dlatego, że nie należał do osób ”brylujących” w towarzystwie, że nigdy nie wysuwał się na pierwszy plan. Nieprawdopodobnie skromny, cichy, sympatyczny – charakterem i osobowością Zbyszek przypominał nieco Antosia Rychla z Grupy Karkonoskiej GOPR.
Wśród nieprzebranych mas Gości zaproszonych na uroczystości 100 lecia TOPR w Zakopanem w roku 2009, widziałam Zbyszka po raz ostatni, kiedy wręczano Mu odznaczenie państwowe.
Obszernie wspomnienie o Zbyszku zostało zamieszczone w Tygodniku Podhalańskim. Treść wspomnienia, autorstwa Apoloniusza Rajwy – ratownika TOPR, zamieszczamy w całości poniżej:
Data: 23.08.2012
Autor: Apoloniusz Rajwa
Źródło: Tygodnik Podhalański
Teraz wędruje po niebieskich graniach
W Zakopanem zmarł w wieku 70 lat Zbigniew Jabłoński, taternik, narciarz, ratownik i przewodnik tatrzański, a z zawodu geodeta. Kochał góry, w ostatnich latach wiele po nich wędrował, nieraz samotnie, tam, gdzie nikt nie zakłócał mu kontaktu z przyrodą.
Aż do ostatnich miesięcy życia prowadził aktywny, można powiedzieć, sportowy tryb życia, zimą na nartach, często na biegówkach, a latem na wyprawach i wędrówkach górskich, nieraz na ambitnych kilkudniowych turach. Ale tak było dopiero, kiedy przeszedł na emeryturę, po kilkudziesięciu latach pracy w zawodzie geodety. Wtedy miał czas i mógł realizować swoje górskie pasje.
Jego odejście było dla wielu osób zaskoczeniem, gdyż nie tak dawno widzieliśmy go jeszcze na tatrzańskim szlaku.
Może w ostatnim okresie chciał odwiedzić miejsca, które pamiętał z okresu aktywnej działalności górskiej taternickiej, a przede wszystkim ratowniczej, może chciał jeszcze nasycić się wspaniałymi widokami ukochanych gór, tak, jakby przeczuwał, że to już jego pożegnanie z Tatrami, pod którymi mieszkał prawie pół wieku.
Benek, bo tak zwracali się do niego przyjaciele, urodził się we Lwowie, średnią szkołę ukończył w Jarosławiu, miał też za sobą 7 klas szkoły muzycznej.
Studiował w Krakowie, w Wyższej Szkole Rolniczej. Wówczas wszedł w studenckie środowisko górskie. Ukończył kurs przewodników w Studenckim Kole Przewodników Górskich m.in. razem z Michałem Jagiełłą, Jerzym Ziębą, Barbarą Cybulską, Aleksandrą Łaptaś.
Potem prowadził obozy i wycieczki studenckie, a kiedy osiadł na stałe pod Tatrami, od razu asymilował się z zakopiańskim środowiskiem górskim. Wstąpił do Klubu Wysokogórskiego i Sekcji Taternictwa Jaskiniowego, przyjęty został na kandydata w Grupie Tatrzańskiej GOPR, a 16 września 1964 roku, wraz z Michałem Jagiełłą, późniejszym naczelnikiem GT GOPR, został członkiem zwyczajnym.
Cztery lata później ożenił się z Teresą Filipowicz, historykiem sztuki.
W tych pierwszych latach uczestniczył w wyprawach do pionowych jaskiń Czerwonych Wierchów, którymi kierował Janusz Flach. Brał udział w wyprawie eksploracyjnej do Ptasiej Studni, a w następnym roku 2-krotnie doszedł na dno Jaskini Śnieżnej i był świadkiem pierwszego nurkowania w syfonie tej jaskini.
Ale taternictwo jaskiniowe to był epizod w jego życiu, pasją stało się taternictwo powierzchniowe, ratownictwo i narciarstwo.
Miał zaprzyjaźnionych partnerów od liny, głównie ze środowiska ratowniczego – Jerzego Hajdukiewicza, Jana Gąsienicę Roja. Z nimi i ze Stefką Hajdukiewicz wyjeżdżał w Alpy, gdzie wspinał się na 4-tysięczniki, a ze szczytu Dom (4545 m) zjechał na nartach.
Na szkoleniowych obozach przewodnickich wspinał się też m.in. ze Stanisławem Łukaszczykiem Zbójnikiem. Z ratownikami był również na szkoleniowej wprawie w Pamirze, gdzie wszedł na Pik Lenina (7134 m). Przez wiele lat był aktywnym ratownikiem, często dyżurował w Morskim Oku, skąd nieraz wyruszał na wyprawy ratunkowe.
Jedna z nich o mało nie zakończyła się dla niego tragicznie, kiedy w nocy porwała go lawina śnieżna.
Uczestniczył w niespełna 100 wyprawach i zwiózł kilkadziesiąt kontuzjowanych narciarzy. W ratownictwie był ceniony za umiejętności i doświadczenie górskie oraz rozwagę.
Za wybitne zasługi dla rozwoju ratownictwa górskiego, za wykazaną odwagę i poświęcenie w ratowaniu zdrowia i życia ludzkiego, za działalność w TOPR, został na 100-lecie tej organizacji odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Benek był człowiekiem skromnym, nie eksponował swoich osiągnięć górskich, niechętnie o nich mówił. Jako geodeta był ceniony za sumienność i fachowość. Po studiach pracował krótko w Chyżnem, a potem w Zakopanem, w Geodezji Urządzeń Rolnych, a od 1985 roku, aż do wcześniejszej emerytury w 2004 roku w Gminie Bukowina Tatrzańska, na stanowisku do spraw geodezji.
Pod koniec lat 70. wyjechał na 2 lata do Iraku, gdzie był kierownikiem zespołu pomiarowego, zakładając sieć triangulacyjną w górach Kurdystańskich, a przy okazji dokonał też pierwszych wejść na tamtejsze 3-tysięczniki. Szefem zespołu polskiego przy zakładaniu sieci pomiarowej był również ratownik górski i geodeta Ludomir Konstanty.
Warto też wspomnieć, że w okresie Stanu Wojennego Benek powiesił na krzyżu na Giewoncie transparent Solidarności.
Po przejściu na emeryturę wiele podróżował m.in. w góry Ameryki, Australii, Azji. Przed 3 laty był w Himalajach, ale nie wszedł wtedy na Cho Oyu (8201 m). Wielokrotnie wyjeżdżał w Alpy i Dolomity na narty, a szczególnie upodobał sobie Karpaty Wschodnie, które z namiotem przeszedł wzdłuż i wszerz. Jeszcze w tym roku wybrał się tam, ale zawrócił.
Po Tatrach chodził prawie do końca. W ubiegłym roku był na Lodowym Szczycie. Kondycję miał bardzo dobrą, dopiero w ostatnich miesiącach zaatakowała go śmiertelna choroba.
Spoczął w Zakopanem, na cmentarzu na Pardałówce. Żegnali go ratownicy i przewodnicy tatrzańscy, współpracownicy, przyjaciele i rodzina.
Teraz z pewnością nadal wędruje, ale po niebieskich graniach.