ZWIĄZANI Z GÓRAMI NA ZAWSZE
Eugeniusz Strzeboński – Wiesław Marcinkowski – Michał Jagiełło
Ta nieubłagana „kostucha” chyba nie zna umiaru zabierając ludzi, których znamy,szanujemy i po ludzku po prostu lubimy. Ludzi, których po ich odejściu zwyczajnie brakuje w tym zwariowanym świecie.
Zarówno Wiesiek Marcinkowski jak i Michał Jagiełło byli związani z górami na zawsze.
Kontakt Wieśka z ratownictwem został „nawiązany” w czasie kiedy uległ wypadkowi w Żlebie Slalomowym. Jego koledzy stransportowali Go w pozostałej po dawnych ratowniczych czasach drewnianej łódce znajdującej się w schronisku Samotnia. Ten wypadek spowodował, że Wiesiek w 1952 roku, po ukończeniu kursu ratownictwa górskiego zorganizowanego przez ratowników tatrzańskich zostaje czynnym ratownikiem najpierw Grupy Sudeckiej, a później, po rozdzieleniu Grupy Karkonoskiej, pełniąc w nich funkcje sekretarza Zarządu Grupy, Zastępcy a później Naczelnika Grupy będąc nim do 1973 roku. Mógł się poszczycić pierwszą udokumentowaną „zwózką” poszkodowanego narciarza w ramach Sudeckiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Wiesiu, po odejściu ze stanowiska zawodowego ratownika GOPR, nadal pozostał aktywnym ochotnikiem a w miarę upływu lat stał się najstarszym Seniorem naszej Grupy ( urodził się w 1931 roku ). Po pierwszym spotkaniu Seniorów, które zorganizowałem przy znaczącej pomocy Kol. dr Zbyszka Markiewicza na Szwajcarce, przy ognisku zrodził się pomysł powołania Klubu Seniora przy Grupie Karkonoskiej. Wiesiu z racji swojego starszeństwa został Prezesem Klubu. Funkcję tę pełnił jednak krótko, bowiem już wtedy nie dopisywało Mu zdrowie. Jednak w dalszym ciągu, w miarę swoich sił, brał czynny udział w spotkaniach integracyjnych organizowanych wspólnie z Grupą Wałbrzysko-Kłodzką, z którą – przypomnę – przed podziałem tworzyliśmy jedność .
Niestety tych sił starczyło Mu tylko do 2016 roku. Zmarł pozostawiając nas wszystkich w głębokim przekonaniu, że gdyby nas wszystkich spytał czy może odejść to takiej zgody by nie uzyskał.
To samo dotyczy Michała. Kiedy byłem z moimi wnukami w Zakopanem chcąc im pokazać Tatry, spotkałem Go w rejonie Wielkiej Krokwi idącego wolnym krokiem z jakąś panią, której coś opowiadał. Znając Michała, mówił na pewno o górach, jego ukochanych Tatrach, sensie chodzenia i wspinania się po górach.
O górach, którym poświęcił wszystko.
Wielokrotnie uczestniczył w akcjach i wyprawach ratunkowych najpierw jako ratownik GOPR, później jako Naczelnik Grupy Tatrzańskiej, a po administracyjnych zmianach jako ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Michał będąc człowiekiem wielu talentów spróbował również swoich sił w większym formacie. W roku 1974 przenosi się do Warszawy zajmując się publicystyką i twórczością literacką. Zostaje powołany na stanowisko Ministra Kultury, a po zakończeniu działalności ministerialnej przejmuje Bibliotekę Narodową jako jej dyrektor. Ale nawet pełniąc tak ważne i odpowiedzialne funkcje nie przestaje żyć górami i Jego ukochanymi Tatrami. Kiedy tylko czas Mu pozwala „ucieka” do Zakopanego uczestnicząc wielokrotnie „przy okazji” w działaniach ratowniczych.
Będąc w Zakopanem na pogrzebie Michała odwiedziliśmy grób Przyjaciela naszej Grupy Sudeckiej, Gienia Strzebońskiego.
Będąc przy Jego grobie przypomniała mi się usłyszana kiedyś, od kogoś, opowieść o tym jak ratownicy tatrzańscy prowadzili akcję poszukiwawczą w Niskich Tatrach. Po trzech dniach poszukiwań, aby zwiększyć efektywność działań, zaproszono do poszukiwań harcerzy, którzy w łatwiejszym terenie mogli bezpiecznie uczestniczyć w działaniach. Chodziło o to, aby tyraliera przeczesująca teren obejmowała jak największy obszar. Po całodniowych bezowocnych poszukiwaniach, odpoczywając w schronisku, do Gienka, który kierował akcją, podszedł wydelegowany przez grupę chłopców harcerz i spytał:
Proszę pana, a co trzeba mieć żeby zostać ratownikiem GOPR?
Gienek, zmęczony po tych kilkudniowych bezowocnych poszukiwaniach, spojrzał na niego i powiedział; synu – zajoba trzeba mieć.
Piszę o tym dlatego, że my wszyscy, którzy działamy w ratownictwie, od wielu lat mamy takiego „zajoba” a wspomniani wcześniej Wiesiu Marcinkowski i Michał Jagiełło mieli tego „zajoba” w postaci maxi. I oby takich ludzi było jak najwięcej, bo bez nich życie będzie miałkie i nieciekawe.
Michał jest autorem wielu wydawnictw, oczywiście o tematyce górskiej i ratowniczej, i to jest ślad, który pozostanie po Nim na zawsze. Wiesiu takich osiągnięć nie posiada, ale i tak będziemy o Nich obu pamiętać przekazując tę pamięć młodszym Kolegom po to, aby była ona – jeśli nie wieczna – to przynajmniej długotrwała.
Będzie nam Was brakowało. Spoczywajcie w spokoju.