
Tragedia Wodospadu Kamieńczyka.
„Góry są poza dobrem i złem”. To powiedzenie niemieckiego poety dotyczy też wypadków górskich. Generalnie, nie pozostawiają one po sobie śladu, a jeżeli, to w rejestrach GOPR-u, statystykach, czy opisach medialnych. Po głębszej analizie przyczyn i skutków wypadków górskich okazuje się, że niektóre, te bardzo tragiczne, pozostały nie tylko w zapisie kronikarskim, ale też pozostawiły po sobie trwałe ślady w postaci planowania i prac zabezpieczających.
Każda większa katastrofa w Karkonoszach w fazie odbudowy rodziła najpierw plany, czasami „księżycowe”, albo działania, które przynosiły więcej „szkody niż pożytku”.
Przykład pierwszy: Lawina w Białym Jarze. Po koszmarnej tragedii powstało pytanie: co dalej? Jak zapobiegać?
Na różnych spotkaniach, naradach i konferencjach w których brałem udział padały pomysły, propozycje, które na szczęście już w fazie planowania były nierealne. Gdyby zostały zrealizowane, szkody krajobrazowe i dewastacja gór byłyby nie do naprawienia.
Mówiłem wtedy.. „lawiny w Karkonoszach nie zagrażają trwale mieszkańcom miejscowości karkonoskich, tak jak np. w Alpach, szlakom komunikacyjnym, czy innym obiektom naszej cywilizacji. Lawiny w Karkonoszach zagrażają turystom i innym wędrowcom, jeżeli na ich drodze się znajdą, w określonym miejscu i czasie ” .
Decydenci widzieli to inaczej. Proponowano: tunel, coś w rodzaju przepustów drogowych, tylko wielkości człowieka. Betonowy okap przeciwlawinowy nad turystyczną ścieżką. Najbardziej sensowna była propozycja zabudowania zbocza Białego Jaru „płotami przeciwlawinowymi”. Wszystkie te pomysły, gdyby doszło do ich realizacji, przy ówczesnej organizacji pracy doprowadziłyby do niewyobrażalnej dewastacji tego pięknego zakątka.
Na szczęście dobry duch Karkonosz czuwał.
Przykład drugi – Wodospad Kamieńczyka. Tragedia, jaka wydarzyła się w tym miejscu /spadający kamień z krawędzi wąwozu zabił matkę z córką/ była tragedią nie tylko ludzi, ale też i gór.
Waga tej tragedii, a przede wszystkim troska o to żeby się nie powtórzyła, miała wpływ na działania nie zawsze racjonalne. Wiem, bo brałem w tym udział. Widziałem też jak przeżywał to ówczesny dyrektor KPN i pracownicy Parku. Było to nowe tragiczne doświadczenie.
Po kolejnych naradach i dyskusjach zdecydowano o generalnym przeglądzie i wyczyszczeniu ścian wąwozu. Metr po metrze, przez dwa tygodnie sprawdzaliśmy ścianę wąwozu usuwając wszystkie luźne fragmenty skalne. Przy okazji zniszczyliśmy fragmenty betonowego pomostu. Ta droga zabezpieczenia wąwozu okazała się błędna, bezsensowna, niszcząca. Przerwano dewastujące wąwóz prace, a dojście do tego niezwykłego miejsca zostało zamknięte na lata.
Naciski środowisk turystycznych i decyzyjnych oraz doświadczenia zdobyte w Alpach zobligowały do przyspieszonych prac zabezpieczających w postaci osiatkowania.