CHŁOPAK Z SOSNOWCA CZYLI RYSZARD SAŁĘGA ZWANY „GAZDĄ”

CHŁOPAK Z SOSNOWCA CZYLI RYSZARD SAŁĘGA ZWANY „GAZDĄ”

CHŁOPAK Z SOSNOWCA CZYLI RYSZARD SAŁĘGA ZWANY „GAZDĄ”. Długoletni Ratownik Grupy Sudeckiej i Karkonoskiej GOPR. Doskonały taternik. Pierwszy w Sudeckiej Grupie Instruktor Ratownictwa Górskiego.

Dane osobowe:

  • Ryszard  Marian Sałęga zwany Gazdą.
  • Syn Leona i Sabiny z d. Kucharz.
  • Urodzony  02.03.1934 w Sosnowcu.
  • Zmarł 9.10.2010 w Jeleniej Górze. Żył 76 lat. Pochowany na Nowym Cmentarzu w Cieplicach.
  • Wykształcenie: – Trzyletnie Gimnazjum Przemysłowe Huty Zabrze w Zabrzu.  (właściwie  trzyletnia szkoła zawodowa).                                                                       

Zawód wyuczony – odlewnik, czyli hutnik. Po ukończeniu szkoły zawodowej pracował rok w Kopalni Węgla „Kazimierz”, jako miernik górniczy. Po roku przeniósł się do matki w Cieplicach. Mieszkał w Cieplicach, przy ul. Komuny Paryskiej 22. Potem adres zmieniono na Wolności 291/9. Poprzez siostrę Barbarę i jej męża Mikołaja Gołubkowa  (później PO Naczelnika Grupy Sudeckiej GOPR) trafił do Klubu Wysokogórskiego, założonego przez doktora nauk medycznych  Jerzego Kolankowskiego.

W latach 1954 – 1957 odbył służbę wojskową w 14 Samodzielnym Pułku Obserwacyjno – Meldunkowym ( Radiotechnicznym ) w Zabrzu. Służbę ukończył w stopniu kaprala. Później pułk połączono z jednostką wojskową w Przasnyszu, a po jej likwidacji przeniesiono do Jeleniej Góry. Dlatego kapral rezerwy Sałęga w latach siedemdziesiątych ćwiczenia wojskowe odbywał w Jeleniej Górze.(Informacja uzyskana od Prezesa GOPR, majora w stanie spoczynku, Mirosława Góreckiego)

Po odbyciu służby wojskowej w 1957 roku powrócił do Cieplic i rozpoczął pracę w Celwiskozie, jako brygadzista. W Celwiskozie był oddział PTTK, co ułatwiło Ryszardowi działalność w turystyce.

W  dniu 20.11.1957 r.  złożył podanie o przyjęcie na staż kandydacki w Sudeckiej Grupie GOPR.

Odznaczenia: –    W roku 1975 Srebrna odznaka GOPR i Srebrna PTTK. Rok 1981 Złota Odznaka GOPR . W roku 1983 złota odznaka PTTK. W 1984 srebrny Krzyż Zasługi. Wzorowy żołnierz WOP 1984r., Honorowa GOPR za zasługi dla ratownictwa górskiego nadana 17.10.2000.

Zawód: –ratownik górski, GOPR, miejsce zatrudnienia Stacja Centralna GOPR, ul. Świerczewskiego 79. Członek rzeczywisty GOPR od 17.12.1961, Starszy Ratownik – 1963 rok

Wyszkolenie: – kurs skałkowy, Kurs dla początkujących w Tatrach 1957, Kurs dla zaawansowanych w Tatrach 1958 rok, trzy obozy letnie, dwa obozy zimowe w Tatrach w latach 1957 kurs jaskiniowy, Kurs PCK Rymanów 23.10.1974. Członek zwyczajny SKW, Kurs II Stopnia GOPR 15.06.1963 Instruktor Ratownictwa Gorskiego po kursie instruktorskim  27.11.1979. Od 1980 Starszy Instruktor Ratownictwa Górskiego, Przewodnik Sudecki kl. III.  Prawo jazdy ABC zawodowe.

© archiwum Wiktora Szczypki – Na „Jubileuszowej” ze Śnieżki. Za kierownicą Ryszard.

O Ryszardzie tak napisał Mariusz Czerski:    W przewodniku „Skałki wzgórza Sokolik” nazwisko Ryszarda Sałęgi cytowane jest w siedmiu miejscach. Napisano, że jest współautorem popularnego „Gładkiego zacięcia” na Sukiennicach i ”Byczego zacięcia” na Zipserowej. Jest rownież współautorem drogi na „Husyckich skałach” i pięciu dróg – nie uwzględniających jako drogi jego i towarzyszy w przewodniku „Sokole góry” (2007) na Rogatce.

Według „Skalnych dróg Sudetów Zachodnich” (1971 r) w roku 1958 przeszedł wspólnie z Z. Piotrowskim i A. Kurowskim własny wariant na „Diretissimie”. Według ww. przewodnika w 1958 roku w ww. zespole zrobił czwarte przejście „Nord rysy” na „Krzywej”. W środowisku taterniczym panowała opinia, że Ryszard  wyszukał w Sokolikach i Śnieżnych Kotłach znacznie więcej dróg, ponieważ jednak nie przywiązywał wagi do pierwszeństwa, później inni zapisywali sobie je jako własne. Wspinał się też z powodzeniem w Tatrach, gdzie dokonał w roku 1962 z Andrzejem Kurowskim zimowego przejścia „Wariantu R”, co należało w  tamtych latach do rekordowych wyczynów. W 2006 roku otrzymał godność odznakę honorową „za zasługi dla ratownictwa górskiego”.   Zmarł 9.10.2010 w jeleniogórskim szpitalu. Pochowany na Nowym Cmentarzu w Cieplicach. Wśród wspinaczy i turystów sudeckich był postacią poważaną i szeroko znaną, czego nie można powiedzieć o kręgach ogólnokrajowych. Tym bardziej zasługuje na nieco obszerniejszą pożegnalną notę”.  


Ryszard, urodzony w Zagłębiu, jako uczeń Liceum przebywał w Internacie w Zabrzu, a później  uczestniczył w wielu obozach w Tatrach. Swobodnie mówił gwarą górnośląską i góralską. Opowiadał w nich pikantne anegdoty. Bywał ozdobą wieczornych spotkań turystów w schroniskach.

Górnośląskie: – Buclik wiezie furkę z węglem. Wjeżdża n a podwórko i woła donośnie: ….. wągiel….. wągiel…. wągiel.
W oknie familoka pojawia się cycata Gerta i mówi:  Buclik, zwalaj pod moja gruba i pójdź.
A Buclik odpowiada: – to jest unmyglich. Jużem dwie furki przep…lił, a te musze sprzedać.

Góralskie:  Maryśka zaniemogła.  Woło chłopa, żeby jechał po Dobrodzieja, bo będzie umirać.
Jontek poziro  bez  łokno i pedo: – kobito, cysto kurwica! Dujawa, kurniawa cetecno baasz, a po Jegomościa daleko.
Jo cie wyspowiadam! No i wyspowiadoł, zakładając na szyje świże gacie i zasłaniając się rusztem z paleniska.
Maryśka  łopowiado mu, że te dzieci to nie jego, tylko różnych, co u nich mieszkali.
A chłop na to: żeby nie to świąteczne szatki co mom na sobie, to byk cie zamalowoł w gembusie, jaze by ci jucha posła.

Starszy szeregowy Sałęga. Zdjęcie z filmu „Gazda z Diabelnej”. (archiwum W. Szczypka)

Ryszard  był zawsze przesadnie oszczędny.  Na dyżurach sam gotował sobie jedzenie.  Przypuszczam, że sposób dyżurowania i udział w filmie  „Gazda z Diabelnej”, do którego Danuta Placko jako kierownik planu zatrudniła wielu ratowników spowodowały, że nadano Mu  przydomek „Gazda”.   Ryszard akceptował to przezwisko.
Trzeba przypomnieć, że w czasach, kiedy GOPR był w strukturach PTTK, ratownicy mieli wyżywienie w schroniskach, w których dyżurowali. Była wprawdzie pobierana za to jakaś opłata, ale większość kierowników nie brała pieniędzy, bo ratownicy dobrowolnie zatrudniali  się do różnych prac w schronisku. Ale Ryszard wolał odżywiać się sam. Na kuchence gotował sobie obiady. Czyli – „gazdował”.

Słynna jest historia z Jego dyżurem w schronisku Pod Łabskim, gdzie pokój ratownika był w malutkim pomieszczeniu, przy drzwiach wejściowych. Z jednym tylko oknem.

A  było to tak: – marzec. Piękny, słoneczny poranek. Karkonosze od Śnieżki po Szrenicę błyszczą w słońcu.  Godzina 9:00. Ratownicy podają do Stacji Centralnej komunikat o pogodzie. Na Hali Szrenickiej, na Szrenicy, na  Odrodzeniu, Strzesze i Kopie widoczność na 100 kilometrów. Tylko ze schroniska Pod Łabskim ratownik podaje, że mgła i widoczności brak.
Dyżurny w Stacji Centralnej wychodzi na balkon. Widać całe Karkonosze. Wraca i ponownie łączy się z Gazdą.
Woła:  –  podaj jaka jest na Łabskim widoczność?
Gazda ponownie odpowiada: – gęsta mgła.
-No to otwórz okno!
Za chwilę skonfundowany Ryszard mówi, że widoczność bardzo dobra, a jemu gotujące się ziemniaki zaparowały szyby.

Wspomina Kolega Jędrecki:

Pierwszy dyżur z Panem Sałęgą wypadł mi na Hali Szrenickiej. Byłem wtedy ochotnikiem-kandydatem. Miło było patrzeć jak „fruwałem” na szmacie do podłogi porządkując dyżurkę. Tak mnie przywitał późniejszy Gazda. Ale musiało minąć sporo czasu zanim dostąpiłem zaszczytu mówienia po imieniu do zresztą mojego imiennika. Wtedy dyżury wyglądały tak, że siedzieliśmy na schroniskach skąd – jak by nie patrzeć – było bliżej do poszkodowanego. Ale to były inne czasy i inne układy w porównaniu do dzisiejszych.

Andrzej Jawor w swoim opracowaniu opisał różne zalety Gazdy. Do jednej zalety należało gospodarowanie po gazdowsku Rycha. Pamiętam, siedzieliśmy na wspólnym dyżurze na Hali Szrenickiej. zima, piękna pogoda, masa śniegu i wielu narciarzy. Zbliżała się godzina jakiegoś posiłku, w związku z czym Gazda stawał się coraz bardziej niespokojny. W końcu mówi; idź do szefa kuchni, niech da jakieś mięsiwo. Co kazał to zrobiłem. Ponieważ wtedy na schronisku Ratownik to był Pan i szef kuchni nie mógł odmówić, po chwili wróciłem z mięsem. Gazda wyjął miskę, ziemniaki, i siedliśmy do obierania. Z rozpędu wyszła nam cała, średniej wielkości micha startych ziemniaków. Ponieważ w pokoju ratownika mieliśmy kuchenkę, Gazda zakasał rękawy i zabrał się do roboty. Placki i sos do nich wyszły tak rewelacyjnie, że ich smak pamiętam do dzisiaj. Ale nie to było najważniejsze. Zapach jaki zaczął roznosić się przez otwarte okno spowodował, że co rusz ktoś zwabiony tym aromatem meldował się w pobliżu pytając gdzie można kupić tak smakowicie pachnące danie.

Szkoda Gazda, że odszedłeś i już nigdy nie zrobimy takich cudownych placków.


Ryszarda poznałem wiosną 1960 roku na kursie przewodnickim w Bolkowie.

Ja byłem w grupie kandydatów na przewodników, a On już jako przewodnik III Klasy. (Chociaż Ryszard nie miał wymaganej matury, to skorzystał z ustaleń pomiędzy Kołem Przewodników a GOPR, że każdy ratownik może zdawać na przewodnika).  Jesienią 1961 roku, w czasie przygotowań do pracy w sezonie zimowym, Ryszard uczył mnie i Mariana (Tworka) robienia zastrzyków. Potem nasze umiejętności sprawdzała (na sobie) Gapa, czyli dr Klamut. W zimie przed moim wyjazdem na wymianę w Tatry, miałem z Ryszardem dyżur na Kopie. Po mnie, kolejnym ratownikiem na wymianę w Tatrach był Ryszard. Tylko że ja dyżurowałem z Janem Gąsienicą Tomkowym na Gubałówce, a Ryszard samodzielnie w schronisku „Morskie Oko”.

Foto: H. Mitraszewski

Była wiosna. Wejścia wspinaczkowe liczone były jeszcze jako zimowe. W czasie dyżuru Ryszard często lornetkował skałę Mnicha, wypatrując przebiegu „niezrobionej”  jeszcze w warunkach zimowych drogi zwanej „Wariantem R”.

Skalna iglica „Mnicha” nazywana jest  „Strażnikiem Morskiego Oka”, a jedna z legend góralskich opowiada, że ta skała to Brat Cyprian z Czerwonego Klasztoru w Pieninach,  który skonstruował skrzydła (coś jak lotnia) i z Trzech Koron poleciał w Tatry. Kiedy był nad Morskim Okiem, Panu Bogu nie spodobał się jego wyczyn. Raził go piorunem, zamieniając w skałę.

W wieku XIX uważano skałę Mnicha za niedostępną. Dopiero w 1879 roku wybitny taternik Jan Gwalbert Pawlikowski z Przewodnikiem Tatrzańskim Maciejem Sieczką dokonali pierwszego wejścia. Obecnie na Mnicha prowadzi szereg dróg, a słynny „Wariant R”. (na YouTube, wybierając hasło „Wariant R XPLSkała”, można oglądać film o tej drodze,  nakręcony przez Sprudina) zaliczany jest do najtrudniejszych dróg robionych techniką hakową.

Kiedy Ryszard kończył dyżur, do schroniska nad Morskim Okiem przyjechali taternicy z Jeleniej Góry. Ryszard namówił Andrzeja Kurowskiego, z którym (jak pisze Mariusz Czerski) wspinał się w Sudetach, na powtórzenie tej drogi w warunkach zimowych. Dokonali tego w dniach 27-28.04.1962.  (Pierwsze przejście w lecie 1955 roku zrobione przez Jana Długosza i Andrzeja Pietscha trwało 4 doby). Wcześniej ta ściana Mnicha uznawana była za niedostępną.

Ryszard Sałęga i Andrzej Kurowski po przejściu „Wariantu R”.(zbiory A Kurowskiego)

W opinii taterników „Wariant R” to skrajnie trudna droga, pokonywana techniką hakową.

Wymaga najwyższej sprawności psychicznej, siłowej i technicznej. W opisie Kazimierza Wagnera droga prowadzi przez 40 metrów przewieszki, z których jedna ma 3 metry odchylenia.

Poszli! Kibicowali im uczestnicy obozu. Z Henrykiem Mitraszewskim, który później, przez wiele lat był moim przełożonym. Najlepszym, jakiego miałem. Zimowy „Wariant R” powtórzyli w półtora dnia.  Z jednym tylko biwakiem w ścianie.  Wspinaczkę rozpoczęli pierwszego dnia o 4 rano, a zakończyli drugiego dnia o 6:00. Na górnej płycie czekali na nich koledzy z obozu taterniczego z termosem gorącej herbaty.

Przejście w warunkach zimowych „Wariantu R” było wyczynem stawiającym jeleniogórskich taterników w czołówce krajowej. Wpisali się na listę najlepszych polskich wspinaczy.

Pisała o nich jeleniogórska i krajowa prasa. ( tu w formie Wycinek prasowy z Nowin Jeleniogorskich)

Ale w Sudeckiej Grupie GOPR było o tym cicho. Ryszard się nie chwalił, a Naczelnik chyba go nie lubił.

Inna rzecz, że wprawdzie Naczelnictwo mile patrzyło na wspinaczkową działalność ratowników, ale preferowało przede wszystkim narciarstwo. A w tym Ryszard nie był najmocniejszy. Jego styl jazdy to przykrótkie narty i zmiana kierunku  przenoszeniem  ciężaru z lewej na prawą. Skuteczne, ale w późniejszych latach, kiedy Ryszard „się zaokrąglił” wyglądało to jakby przerzucał brzuch z jednej nogi  na drugą.

Latem 1962 roku, razem z Marianem, pod opieką Ryszarda wspinaliśmy się w Górach Sokolich i Kotłach.

Robiliśmy drogi na Sukiennicach, Krzywej, na Sokoliku i w Dużym Śnieżnym. Ryszard wybierał trasę, prowadził, asekurował i oceniał naszą wspinaczkę. Droga Łasiczek, Brzozowy Komin, Kant Sukiennic, Filar 1-szo majowy.  Pod Jego opieką wspinałem się spokojnie, z pełnym zaufaniem do Jego umiejętności i siły.  A wieczorami, po dniu wspinaczkowym, chodziliśmy w trójkę do jeleniogórskich klubów. Na te dancingi Ryszard wnosił swoją „horoleskę”, w której była kupiona za wspólne pieniądze flaszeczka „czystej, czerwonej, kapslowanej”.   W klubowych pogawędkach, prowadzonych w  żeńskim i męskim  towarzystwie, Ryszard wspaniale opowiadał regionalne anegdoty. Jeżeli wieczór się udał, to jechaliśmy taksówką do mojego mieszkania w Jagniątkowie.  Jak nie – to szliśmy do czynnej przez całą noc kawiarni na Dworcu Kolejowym i tam, przy kawie, w głębokich fotelach, prowadziliśmy rozmowy o taternictwie.

W 1962 roku otwarto po remoncie schronisko na Hali Szrenickiej.  Do obsługi turystów zatrudniono kilka kelnerek. W śród nich Ryszard wypatrzył piękną Lidkę ze Staniszowa. Wypatrzył i zakochał się, a uczucie zaowocowało córeczką, której na pamiątkę siostry Ryszarda nadano imię Barbara.

Na początku zimy 1967 roku Ryszard, który awansował na zawodowego kierowcę w Grupie Sudeckiej, miał stłuczkę. Wprawdzie nie była to jego wina, ale Naczelnikowi to zdarzenie posłużyło do zwolnienia go z GOPR. Poszedł do pracy w Kolumnie Sanitarnej, gdzie kierowcą był też jego szwagier Mikołaj Gołubkow. Wprawdzie góry oglądał teraz przeważnie przez szyby karetki, ale za to zarabiał dużo więcej niż w GOPR. Lidka pracowała w sklepie w Cieplicach.  Całodobowe dyżury Ryszarda spowodowały, że w małżeństwie zaczęły się pojawiać  rysy. Okazało się, że nie była to dobrze dobrana para. Mieli różne zainteresowania i niezgodne charaktery.  Lidkę nie pasjonowały góry, a ambicjami i temperamentem przewyższała Ryszarda.  No i pojawił się  „ten drugi”.  Był to cios dla Ryszarda, ale rozeszli się spokojnie.

Po lawinie w Białym Jarze, w Sudeckiej Grupie GOPR nastąpiła zmiana Naczelników.

Kieżunia zastąpił Wiesław Marcinkowski, który 15 maja 1972 roku wystąpił do Kolumny Transportu Sanitarnego z prośbą o przeniesienie  służbowe Ryszarda do GOPR.  Dzięki temu Ryszard wrócił do pracy, na etat ratownika. Został szefem wyszkolenia.  W górach poznał Teresę, młodszą od siebie Przewodniczkę Sudecką. Zostali małżeństwem, ale po urodzeniu drugiego dziecka u Teresy objawiła się choroba psychiczna, która zniszczyła małżeństwo. Seperacja!

Ryszard znowu został sam, ale nadal utrzymywał dobre kontakty z byłymi małżonkami i trójką dzieci, na które z marnej pensji ratownika płacił alimenty. Oszczędzał każdą złotówkę. Posuwał się do bezprawnego korzystania ze zniżkowych biletów w PKS,  a bywało, że ze Szklarskiej Poręby do Cieplic chodził pieszo.  Spotkałem Go kiedyś w nocy jadąc autem na tej trasie. Wolne dni spędzał najczęściej na wędkowaniu nad Bobrem.

W 2006 roku na wniosek Rady Grupy przyznano Mu odznakę honorową za zasługi dla ratownictwa  górskiego.

Pod koniec pracy w GOPR kupił sobie czeski pojazd, zbudowany na motocyklu „Java” (Velorex) , którym latem jeździł na wędkowanie. Natomiast zimę spędzał na społecznych dyżurach w schroniskach.

Złośliwi mawiali, że dlatego dyżurował, by nie kupować na zimę węgla. Ryszard, jeszcze w czasie pracy w GOPR, podupadł na zdrowiu. Miał kłopoty z płucami, a wyjadanie przeterminowanych pokarmów z lodówki w dyżurkach GOPR kończyło się niestrawnością, interwencją pogotowia ratunkowego i pobytem w szpitalach. W Kowarach stwierdzono u Niego nieżyt żołądka i jelit. Pod koniec pierwszej dziesiątki lat XXI wieku, z powodów zdrowotnych zrezygnował z dyżurowania w stacjach GOPR.

Odszedł na „Wieczną Służbę” po krótkim pobycie w szpitalu, w jesieni 2010 roku. Pochowaliśmy Gazdę na nowym cmentarzu cieplickim, z wszelkimi goprowskimi honorami.

© archiwum Wiktora Szczypki

Na Jego płycie nagrobnej ufundowanej przez córkę Barbarę, oprócz imienia i nazwiska napisano przydomek „Gazda”. Bo dla wielu młodszych kolegów i turystów, którzy Go znali, nazwisko i imię Ryszarda nic nie znaczy.  „Gazda” – to był On! 

Z miejsca gdzie znajduje się Jego grób, doskonale widać zachodnią część Karkonoszy.

Śpij spokojnie synu Zagłębia w Dolnośląskiej Ziemi. A jak Ci pozwolą zejść z Nieba, to prosto z mogiły masz drogę na „Ząb Rekina” i  na inne skałki, na których uczyłeś młodszych taternictwa.


Od Autora: – dziękuję za pomoc w tworzeniu tekstu wspomnieniowego o „Gaździe” Kolegom:  R. Jędreckiemu,  W. Szczypce, M. Czerskiemu  i Prezesowi  GOPR M. Góreckiemu

ratownik Stanisław A. Jawor

Avatar photo
O Stanisław Andrzej Jawor 10 artykułów
St. Ratownik Grupy Karkonoskiej GOPR - zmarł 26 grudnia 2022 r.