WALDEMAR SIEMASZKO

WALDEMAR SIEMASZKO
By Olgierd Rudak from Wrocław, Poland / Polska - The lake, the path, the hutsUploaded by Masur, CC BY 2.0, Link

WALDEMAR SIEMASZKO

WALDEMAR SIEMASZKO

 
WALDEMAR SIEMASZKO
 
Fotografia z Waldkiem. Nieopisane, niedatowe zdjęcie. Przez kogo i gdzie robione?
Od lewej stoją: Wiesiek Marcinkowski, za nim mój tato Ryszard Jaśko. Od Waldka oddziela ich czeski oficer? pod rękę z kobietą. Zdają się być starsi od pozostałych, uwiecznionych na nieźle zachowanej odbitce. Waldek Siemaszko z szerokim uśmiechem, patrzy gdzieś w bok, poza obiektyw. Podobnie, jak stojący po lewej ręce Waldka, niezidentyfikowany młodzieniec i Tomasz Gorajski. Waldek z goprowską i przewodnicką „blachą”. Odznakę z błękitnym krzyżem nosiło się wtedy wysoko, niewiele pod szyją.

Młodzi ludzie gór. Pełni zapału, skorzy do wesołych zabaw. Oddani idei ratownictwa. Przewodnicy prowadzący ludzi w góry.


Waldek, zanim zginął w wypadku samochodowym poniżej „Wangu” w Karpaczu Górnym (do dziś wielu z nas mówi w Bierutowicach) 10 lutego 1994 roku, w Karkonoszach i poza nimi, stał się postacią wybitną. Z czasem nawet można by rzec, stał się wręcz instytucją.

Ten przyjezdny, jak wszyscy wtedy z „innej Polski”, przez blisko 30 lat, z żoną Sylwią prowadził Samotnię. Jedno z najpiękniejszych schronisk w górach polskich. Będąc najpierw turystą i gościem wielu schronisk, szefując w „Kochanówce”, z czasem stał się prawdziwym człowiekiem gór, stając się niedoścignionym wzorem dla kierowników wielu górskich schronisk.

W Karkonoszach znali go wszyscy.

Wielką życzliwością, pogodą ducha, ale też specyficznym poczuciem humoru, „Siemacho”, jak mówili o nim przyjaciele, zjednywał sobie ludzi trafiających pod jego gościnny dach. Przez lata zyskał wielu przyjaciół i sojuszników Samotni. Okazywane im w górach serce, odpłacali potem nierzadko, pomagając Waldkowi w utrzymaniu „budy”, gdy bywało ciężko. Pomoc ta była szczególnie przydatna w walce z bezdusznymi urzędnikami.

Po śmierci Waldka przed 19 laty, Samotnię prowadzą Sylwia i Magda, żona i córka. Przyjmują wciąż nowych turystów i stałych bywalców, z których wielu powraca do przytulnego schroniska w Kotle Małego Stawu, ze swoimi dziećmi i wnukami. Samotnia to także mój dom rodzinny, a opisywana tu fotografia, wywołuje z pamięci, wciąż nowe wspomnienia filtrowane przez czas. Przywołuje obrazy i twarze bez żadnej chronologii.

 
 

Na wszystkich odwiedzających „Samotnię” usmiechnięta twarz Waldka patrzy dziś znad pianina, na którym czasem grywał sztandarową piosenkę „A gdy w Samotni się spotkamy”.
W Samotni, która dziś nosi jego imię i w której wychowują się jego wnuki Marysia i Kostek. W pamięci wielu z nas Waldek pozostanie na zawsze.

 

Autor: Jacek Jaśko, Kopaniec 13.02.2013

© WIKTOR SZCZYPKA – ARCHIWUM | RATOWNICTWO GÓRSKIE
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Avatar photo
Zespół redagujący blog "Ratownictwo Górskie"